poniedziałek, 19 lutego 2018

[10] Anneliese Freisenbruch - Pierwsze damy antycznego Rzymu






Jeszcze kilka lat temu nie pomyślałabym, że czytanie książek historycznych może mi sprawiać radość. Książki historyczne to było dla mnie to samo co podręcznik do historii - kupowało się je, stawiało na półce i sięgało po nie, kiedy trzeba było napisać referat. Czytać książki lubiłam odkąd nauczyłam się składać literki, ale żeby historia mogła być fajna? Nie do pomyślenia. 

Nie do pomyślenia, dopóki nie znalazłam tematyki, która naprawdę mnie zaciekawiła. Gdyby moja fascynacja starożytnym Rzymem zaczęła objawiać się już w szkole, na pewno poszłabym na inne studia i dziś byłabym innym człowiekiem. Naprawdę strasznie żałuje, że szkoła nie potrafiła wskazać mi tego, co naprawdę mnie interesowało i czemu mogłabym się poświęcić, bo być może teraz mogłabym wykonywać pracę, która mnie fascynuje, a nie tylko podoba się.



"Pierwsze damy antycznego Rzymu" zaciekawić powinny nie tylko osoby lubiące historię, ale również interesujące się przemianami społecznymi oraz rolą kobiet w społeczeństwie i polityce. Bo to kobiety są głównymi bohaterkami książki. Nie są to postaci, z którymi łatwo się identyfikować, ale zawsze możemy sobie spróbować wyobrazić, jakie my byśmy były, gdybyśmy były na ich miejscu. Nie były one jak europejskie królowe, urodzone w rodzinach królewskich lub szlacheckich, od dziecka przyzwyczajane do myśli, że kiedyś będą księżnymi lub królowymi, że nawet jeśli same nie będą władały, będą musiały wspierać swoich mężów. Liwia i wszystkie jej następczynie urodziły się jako zwyczajne kobiety. Jedne bogatsze, drugie biedniejsze, z "lepszych" lub "gorszych" rodzin. Mogły sobie marzyć, że kiedyś zostaną cesarzowymi, ale tak naprawdę żadna z nich nie mogła być tego pewna. A dla wielu było zupełnym zaskoczeniem, że ich mężowie zostali wybrani cesarzami, że odtąd będą musiały pilnować siebie i swoich bliskich przed mordercami, spiskami i bezpodstawnymi oskarżeniami, które skończyć się mogą wygnaniem lub śmiercią. 



Książka nie jest powieścią, nie jest też pisana jak opowieść. Autorka nie zmyśla szczegółów, których po tylu latach nie mamy prawa znać, a które historię uczyniłyby przystępniejszą. Jeśli pisze o uczuciach, motywach, obawach i pragnieniach, to podkreśla, że tak mogło być, ku takiej opinii skłaniają się badacze lub jej się tak wydaje. Nie powiela opinii jednoznacznie krytycznych lub jednoznacznie pochlebnych. Jeśli któraś z cesarzowych została zapamiętana jako potwór dopuszczający się najohydniejszych czynów, podaje autora pierwszych takich oskarżeń i objaśnia, komu takie przedstawienie przeważnie zmarłej już kobiety mogło służyć - na przykład chlebodawcy danego pisarza. 



 Książka jest wciągająca, nie ma w niej przynudzających fragmentów, które ma się ochotę pominąć. Wyjątkiem jest ostatni rozdział. Uważam jednak że to dlatego, iż zmiany następowały tam tak szybko i przewija się tam tyle postaci, że wprost nie można się w całości połapać. Mało też z tego ostatniego rozdziału zapamiętałam. Początek książki był pisany bardziej rozwlekle, sytuacja społeczna żyjących w początkach cesarstwa kobiet została dogłębniej zanalizowana i opisana. Na moją ocenę ma zapewne wpływ również fakt, że to czasy dynastii julijsko-klaudyjskiej są dla mnie najbardziej interesujące. 

Czasami czuję przesyt powieściami i mam ochotę przeczytać coś odrobinę naukowego. "Pierwsze damy antycznego Rzymu" to lektura, która umiliła mi wiele wieczorów. Po przeczytaniu jej czuję się też odrobinkę mądrzejsza, a więc korzyść podwójna.

piątek, 9 lutego 2018

[9] Kami Garcia, Margaret Stohl - Piękne istoty

Kilka lat temu romanse paranormalne miały swoje pięć minut, a wszystko to za sprawą Zmierzchu. Księgarnie zasypywały nas zmierzchopodobnymi opowieściami o zwyczajnej nastolatce zakochanej w wampirze, wilkołaku czy aniele. Możliwości i kombinacji gatunkowych mnóstwo, ale podstawa zawsze ta sama. Sukces Zmierzchu pokazał, że na tej tematyce można nieźle zarobić. Tak więc branża księgarska zabrała się ostro do roboty. Dziś o Zmierzchu mówi się lekko pogardliwie, że to taka naiwna historia o ciapowatej Belli i iskrzącym się wampirze, który obok prawdziwego wampira nawet nie stał. Kilka lat większość z nas czytała te książki i oglądała filmy. A dziś nagle dla każdego to taka głupia historia, i nikt nie chce się przyznać, że czarny pakiecik dalej stoi na ich półce w domu.

Dla mnie Zmierzch to był hit i hitem pozostaje. A do tematyki romansów paranormalnych lubię co jakiś czas wrócić. Zaletą tych książek jest to, że czyta się je niezwykle lekko. Ich bohaterami są zazwyczaj nastolatkowie i choćby autor nie wiem jak starał się pokazać, że oni też mają poważne problemy, to jednak nie jest to to samo co w przypadku dojrzalszych bohaterów. Nastolatkowie zawsze mają kogoś, kto ich chroni i o nich dba. Oni mogą dać się porwać zakazanemu uczuciu, odkrywać mroczne tajemnice, toczyć walkę z istotami ciemności. A rano, jak co dzień, na ich stole pojawią się ciepłe naleśniki i szklanka soku, i zawsze znajdzie się ktoś całkowicie normalny i przyziemny, kto zechce dać im szlaban.



Po Pięknych istotach nie ma co spodziewać się głębokiej, dającej do myślenia historii, która zmusi nas do innego spojrzenia na świat. Książka jednak jest fantastycznym czasoumilaczem i czyta się ją rewelacyjnie, bez zgrzytania zębami i wywracania oczami. Główni bohaterowie, Ethan i Lena, są tak strasznie sympatyczni i prawdziwi, że czytelnik ma ochotę się z nimi zaprzyjaźnić. Ethan to ten normalny. Całe życie spędził w Gatlin, małym miasteczku, z którego nikt nigdy nie wyjeżdża. Ma swoje miejsce w społeczności – i strasznie mu z tym źle. Odlicza czas do końca szkoły i wyjazdu na studia. Marzy o zwiedzaniu świata, od uwolnienia się od kontrolującej wszystko społeczności, od tego, że każdy o każdym wszystko wie. Kiedy do Gatlin przyjeżdża Lena, głowę ma wypełnioną marzeniami o życiu, jakie wiedzie Ethan. Chce pójść do szkoły, zdobyć przyjaciół. Chce spotykać się z nimi na meczach i balach szkolnych, chce pasować. Niestety, nowa w mieście, do którego nikt obcy się nie wprowadza, ubierająca się jak ekscentryczka i na dodatek będąca siostrzenicą miejscowego dziwaka, który od kilku lat nie opuścił swojego domu, ma zerowe szanse na to, by wpasować się w otoczenie. Już od pierwszego dnia w szkole Lena staje się ofiarą, a Ethan… jej obrońcą.



Ich znajomość i wzajemne uczucie rozwija się powoli. Ethan, na początku trochę z nudów, wyłamuje się z szeregu i zamiast gnębić nową uczennicę, staje po jej stronie. Dostrzega w niej inność, której tak bardzo brakowało mu w Gatlin. Lena jest tajemnicza i chłopak nie potrafi się temu oprzeć. Chce poznać ją i wszystkie jej sekrety, mimo że okazują się one śmiertelnie niebezpieczne. Lena nie jest zwykłym człowiekiem, jest Obdarzoną. Ma dar, który w dniu jej szesnastych urodzin zdecyduje, czy będzie ona Istotą Światła czy Ciemności. Odliczając czas do urodzin dziewczyny, ona i Ethan próbują znaleźć sposób, by złamać klątwę. Czas ten jest wypełniony spotkaniami z niezwykłymi osobami, zwiedzaniu tajemniczych miejsc, o których istnieniu większość mieszkańców Gatlin nie ma pojęcia oraz coraz bardziej zaogniającą się walką z okrutnymi uczniami liceum i ich rodzicami.



Piękne istoty to naprawdę piękna historia o miłości dwojga nastolatków, którzy zmierzyć się muszą nie tylko ze starą klątwą ale również z nienawiścią i ostracyzmem. Lena i Ethan muszą podejmować decyzje, za które będą musieli kiedyś zapłacić, nauczyć się wybierać pomiędzy tym co naprawdę ważne a tym, co ważne jest tylko z pozoru. Udaje im się to zachowując jednocześnie dziecięcą jeszcze ufność i niewinność. Potrafią docenić troskę najbliższych, ich miłość i poświęcenie.



Piękne istoty to pierwsza część Kronik Obdarzonych. Nie mam pojęcia, jak dalej można by tę historię jeszcze pociągnąć, bo według mnie wszystko już się zakończyło i wyjaśniło, dlatego też nie czuję, że kolejny tom muszę od razu przeczytać. Na podstawie Pięknych istot nakręcony został film z genialnym Jeremym Irons w roli wujka Leny. Naprawdę bardzo dobry film, to on zachęcił mnie do przeczytania książki.