poniedziałek, 4 stycznia 2021

[59] Kate Hewitt, Julia James, Sarah Morgan - Bulwary nad Sekwaną

Dzisiaj sobie trochę ponarzekam. Sięgając po "Bulwary nad Sekwaną" nie liczyłam na to, że będzie to wybitna lektura. To miał być romans, coś wzruszającego, momentami zabawnego, po prosu książka, którą się czyta dla odprężenia. Prosta historia z dużą dawką emocji, bazująca na utartych schematach. I tego bym nie krytykowała, bo tego na ten moment chciałam. Dostałam jednak coś tak obrzydliwego i tak seksistowskiego, że wprost nie mogłam uwierzyć, że ktoś zgodził się to wydrukować i sprzedawać. Ale po kolei.

"Bulwary nad Sekwaną" to trzy osobne opowiadania różnych autorek, których tematyka kręci się wokół przystojnych milionerów i zakochanych w nich kobiet. Pierwsze opowiadanie, "Paryż dla zakochanych", nie wypadło tak źle na tle pozostałych dwóch. Tak, było idiotyczne, główna bohaterka zachowywała się bardzo głupio, podobało jej się kiedy jej szef był dla niej grubiański i rządził nią. Ot tak się w nim zakochała zupełnie wyłączając myślenie. Mimo że wcześniej była mądrą kobietą i sama bardzo dobrze radziła sobie w życiu prowadząc wielką firmę ojca, po spotkaniu z Damonem okazało się, że zamieniła się w jego marionetkę, która potrzebuje opieki silnego mężczyzny nawet w tak prozaicznych sprawach jak ubiór.

Drugie opowiadanie, "Zaręczyny w Paryżu", jest o byciu prywatną dziwką multimilionera. Autorka nazywa to oczywiście związkiem i uczuciem, ale wątpię, żeby ktoś dał się jej zwieść.  Alexa jest artystką, jest wrażliwa i zakochana, można więc jej wybaczyć głupiutkie zachowanie. Można je poniekąd zrozumieć. Dziewczyna lubi pieniądze, lubi luksus, lub Guya. Jeśli tylko w ten sposób może mieć to co chce, to ok. Tym bardziej, że tutaj początek znajomości jej i Guya jest dobrze rozbudowany, nic nie dzieje się z dnia na dzień właściwie nie wiadomo dlaczego. Od początku układ jest jasny - on jej nie szanuje, ona się na to godzi, ale oboje są szczęśliwi. I mnie to nawet pasuje. Skoro im to pasuje i nikogo nie krzywdzi, nawet taki model związku jest dla mnie do zaakceptowania. Zakończenie jednak jest porażką i zupełnie nie pasuje, wygląda jak krzywo doklejony element z całkiem innej historii. Guy zostaje nagle całkowicie wybielony - i przez to odrealniony - a Alexa, chociaż jeszcze przed chwilą była pełna dumy, nagle zapomina o niej, wierzy we wszytko i wszystko wybacza. A tak nie powinno być. Nie można traktować kogoś jak śmiecia, powiedzieć "przepraszam", pomachać zwitkiem banknotów przed oczami i już mieć wszystko wybaczone.

Ostatnie opowiadanie, "Spotkanie w Paryżu", wywołuje u mnie mdłości. Jak z porwania można zrobić historię miłosną?! Okazuje się, że można. Fabuły nie ma praktycznie wcale. Opowiadanie samo w sobie jest najnudniejsze z trzech, ale do tego jest po prostu obrzydliwe i ma przerażające przesłanie. Mały przykład.  

"Noelle omal się nie rozpłakała. Myślał o wszystkim. Ciężar własnej winy przygniatał ją jak kamień"

Jej wina? Jaka jej wina? Mąż zostawił ją po ślubie bez słowa wyjaśnienia, porwał ją, więził przez kilka miesięcy na prywatnej wyspie, a teraz autorka stwierdza, że gdzieś tam była jej wina? Naprawdę, nie było. Ammar miał był postacią tragiczną przez swoje ciężkie dzieciństwo i despotycznego ojca. Ale  każdy przeżył kiedyś chwilę upokorzenia, został wyśmiany, oszukany, obrażony - i nie jest przez to wariatem. A Ammar tak się właśnie zachowywał, jak skończony szaleniec. "Nie chcę o tym słyszeć, nie będę na ten temat rozmawiał" - jeden z najczęstszych tekstów Ammara. Jak normalna kobieta zachowałaby się w tej sytuacji? Zamilkła i potulnie robiła co jej mężczyzna każe? W tej książce to faceci decydują o wszystkim, bo to oni są zdecydowani, silni, władczy - kobiety przed nimi drżą, biją im serca, bledną. I się słuchają. Bez żadnego wyjaśnienia ze strony autorki dlaczego tak robią.

Podsumowując, nigdy nie czytałam tak słabej i jednocześnie tak szkodliwej książki. Czego uczą te teksty? Że rolą kobiet jest być posłuszną niewolnicą? Że jeśli facet jest bogaty, to można mu pozwolić na wszystko? Że nieważne, że teraz jest źle, bo przecież będzie dobrze - każda bajka kończy się happy endem. nie warto mieć szacunku do siebie, być wolnym, decydować o sobie, żyć w zgodzie z własnymi zasadami - nie, tego nie należy robić, bo niechcący można stracić przystojnego multimilionera, prywatne odrzutowce, wille, ubrania. Skoro pieniądze rządzą światem, to kobieta nie powinna się buntować i też pozwolić im sobą rządzić.

Bogactwa nie równa się kulturze. Wszystkie te "obiekty westchnień" są totalnymi gburami - wszyscy trzej! Są oczywiście przystojni, niewyobrażalnie bogaci, a przy tym niekulturalni, chamscy nie tylko dla swoich ukochanych ale też pracowników, kelnerów - jednym słowem dla tych, którzy nie są równie bogaci jak oni. Bohaterki za to są słabe - głównie na umyśle, delikatne i kruche. Noelle ciągle słyszała od męża, że jest za chuda. Ejże, ciągłe powtarzanie komuś, że jest za chudy, nie jest urocze. Jest tak samo chamskie i krzywdzące jak powtarzanie komuś, że jest za gruby.

Odradzam czytanie tej książki. Odradzam jej posiadanie, kupowanie, wypożyczanie, dawanie komuś w prezencie. Ona nie jest po prostu kiepska, ona jest szkodliwa. Przerażające jest to, że w XXI wieku takie treści są pisane (i to przez kobiety, do cholery!) i upubliczniane.

7 komentarzy:

  1. Przed twoją opinią nawet o niej nie słyszałam. Nie zamierzam po nią sięgać.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że ta książka okazała się taka słaba. Nie mam jej w planach.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie będę czytała tej książki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie, że nie boisz się tak otwarcie skrytykować książki. To się ceni. Dobrze, że nie mam jej w planach

    OdpowiedzUsuń
  5. fabuła tego trzeciego opowiadania przypomina mi trochę "365 dni" Blanki Lipińskiej :P O książce nawet nie słyszałam, ale to i dobrze! Oszczędzę sobie nerwów ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. jaostatnio slabe ksiazki wydaje od reki nie moge na nie patrec;P

    OdpowiedzUsuń