czwartek, 21 października 2021

[94] Lindsey Davis - Wykute w brązie

     Zdarza wam się czytać książki nie po kolei? Mnie teraz już rzadziej, kiedyś jednak notorycznie się myliłam i przynosiłam do domu tomy drugie, trzecie albo siódme. "Wykute w brązie" trafiły mi się w fajnej cenie, a że inną część zdążyłam omyłkowo przeczytać już wcześniej i dobrze się w niej odnalazłam, postanowiłam zaryzykować po raz drugi z tą samą serią i znowu czytać ją wyrywkowo. I tak w moje ręce trafił drugi tom przygód detektywa Marka Dydiusza Falko.


    Falko jest detektywem pracującym dla cesarza Wespazjana. Jest to zajęcie niebezpieczne, budzące raczej mały szacunek społeczny, i strasznie mało płatne. Na rozkaz cesarza opuszcza Rzym i wyrusza w podróż. Ma odnaleźć byłych uczestników spisku przeciwko Wespazjanowi i namówić ich do powrotu do Rzymu, gdzie cesarz chce się z nimi pojednać i zaproponować nowe stanowiska. W życiu Falko nic jednak nie idzie prosto. W podróży do Kampanii towarzyszy mu siostrzeniec Lariusz oraz przyjaciel Petroniusz z rodziną. Na miejscu za to spotyka swoją wielką zakazaną miłość, Helenę Justynę. Cała grupa bierze udział w poszukiwaniu byłego spiskowca oraz mordercy, który depcze Falko po piętach.

    Książka jest naprawdę długa i akcja w niej rozkręca się bardzo powoli. Tak naprawdę oderwać się nie mogłam tylko od ostatnich 20 stron. To raczej mało. Powieści o cesarstwie rzymskim uwielbiam i mogę sięgać po nie w ciemno. Dlatego też "Wykute w brązie" przeczytałam bez specjalnego zmuszania się, dla samego klimatu książki. Gdybym jednak sięgnęła po nią licząc na tajemnicę i akcję, rozczarowałabym się. Nie mogę powiedzieć, żeby przez większość książki nic się nie działo - dzieje się dużo, ale są to wydarzenia bardzo luźno ze sobą powiązane i nie bardzo ekscytujące. Dopiero pod koniec wszystko ładnie się wiąże i tajemnica zostaje rozwiązana. To jest też moment, kiedy historia mocno przykuwa uwagę i nie sposób się od niej oderwać.

    Samej fabule nie mam nic do zarzucenia. Kilka razy zostałam mocno zaskoczona, kilka razy trochę mniej. Całość była naprawdę ciekawa i historię czytałoby się bardzo dobrze, gdyby nie była tak rozwleczona. Niestety to sprawiło, że można było się pogubić i trudno było się skupić. Jestem pewna, że zanim ją skończyłam, zdążyłam zapomnieć wiele istotnych szczegółów. Sytuację trochę ratowali bohaterowie oraz styl. Czytało się właściwie dobrze, ale czasami można było się zastanowić "co ja w ogóle czytam?".

    Czy polecam książkę? I tak, i nie. Dla kogoś, kto tak jak ja uwielbia starożytny Rzym oraz ma dużo cierpliwości, książka będzie dobrą lekturą. Jeśli jednak zależy wam na dobrej akcji i nie chcecie na nią czekać kilkaset stron, odradzam. Z podobnej tematyki polecić mogę serię "Roma sub rosa" Stevena Saylora - bardziej dynamiczna akcja, tutaj już trudno się oderwać od książki od samego początku.

 

9 komentarzy:

  1. Czasy cesarstwa rzymskiego też kiedyś mnie pasjonowały i czasami sięgam po tego typu książki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie znam książki, raczej nie sięgnę, ale odpowiadając na twoje pytanie: JEZU TAK. Niby w czasach, kiedy sprawdzenie kolejności serii jest aż zbyt proste nie powinno się to zdarzać, ale pamiętam każdą serię, w której pomyliłam tomy :D W większości to po prostu zamiast pierwszego przeczytałam drugi, ale raz zamieniłam przedostatni z ostatnim i o dziwo to wciąż miało sens! xd

    OdpowiedzUsuń
  3. Czasem dobry styl, klimat książki i bohaterowie ratują brak dynamizmu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Raczej spasuję. Nie przepadam, kiedy w książkach przez ponad połowę nic się nie dzieje, a akcja pędzie dopiero pod koniec. Chyba bym się zanudziła. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. To raczej nie mój klimat, więc raczej odpuszczę.

    OdpowiedzUsuń
  6. fajna książka

    OdpowiedzUsuń
  7. Tematyka mnie zainteresowała, więc dałabym książce szansę :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie spodziewałam się czasu akcji tej książki! Szkoda, że tak powoli się rozkręca, ale jeśli kiedyś się na nią natknę, to przeczytam :>

    OdpowiedzUsuń