poniedziałek, 15 kwietnia 2019

[46] Linda Bleser - Dom łez



Zastanawialiście się kiedyś jak potoczyłoby się wasze życie, gdybyście w którymś ważnym momencie podjęli inną decyzję? Skończyli inną szkołę, przyjęli propozycję innej pracy, oświadczyli się innej dziewczynie? Albo zrobili inaczej coś małego: poszli na imprezę mimo chęci pozostania w domu, raz wrócili do domu inną trasą, zapytali o drogę nie pierwszą ale drugą napotkaną osobę?  Linda Bleser w swojej książce zwraca uwagę na to, jak wiele może się zmienić w życiu za sprawą jednej decyzji.

Matka Jenny popełniła samobójstwo. Osierocone siostry całe życie trzymają się razem, opiekując się jedna drugą. Pewnego dnia Jenny otwiera drzwi do tajemniczego pokoju i traci przytomność. Kiedy się budzi okazuje się, że jej matka żyje. A zamiast młodszej siostry ma... starszego brata. Prowadząc własne śledztwo zagłębia się w tę inną przeszłość. Okazuje się, że inaczej podjęte decyzje wpłynęły na to, że życie Jenny z alternatywnej rzeczywistości potoczyło się zupełnie inaczej.


Jenny z jednej alternatywnej rzeczywistości trafia do kolejnych. Poznaje inne wersje swojego życia, doświadcza tego, co prawdziwa ona utraciła. Ale też przede wszystkim zaczyna doceniać to, co ma. Tęskni za swoim nieidealnym życiem i snuje plany o tym, jak mogłaby naprawić w nim to, co przez swoje nastawienie i lęki zepsuła. Jej podróż jest bardzo oczyszczająca, to forma terapii, która pomaga jej się otrząsnąć ze smutku i lęku, które odczuwa od dnia śmierci matki. Jenny odkrywa w sobie nową energię i zaraża nią czytelnika. Autorka pokazuje, że pozornie trudne problemy i konflikty można w bardzo łatwy sposób rozwiązać, zwyczajnie szczerze rozmawiając. Czasami jest to bardzo trudny krok, ale kiedy już się go wykona, satysfakcja jest ogromna. Z własnego doświadczenia wiem, że milczenie pogłębia konflikt dużo bardziej niż kolejna kłótnia. Niektórych relacji nie da się już naprawić, ale próba przynajmniej przynosi spokój.



Książka nie była wybitna, a akcja nie była bardzo porywająca. Autorka miała jednak ciekawy pomysł i udało jej się przekazać trochę energii do działania w sferze problematycznych relacji międzyludzkich. Być może niektóre osoby "Dom łez" skłoni do rozmyślań nad własnym życiem i wyborami, a także konsekwencjami, jakie miały one niosły. Dla mnie chyba za mało filozofii tam było, żebym się natchnęła. Dużo lepiej trafił do mnie wątek ratowania relacji z bliskimi. Jeśli lubicie książki spokojne, trochę melancholijne, bez porywającej akcji, to podoba wam się "Dom łez".

poniedziałek, 8 kwietnia 2019

[45] Sabaa Tahir - Imperium ognia

Piękna okładka i interesujący opis fabuły skusiły mnie do przeczytania kolejnej książki fantasy dla młodzieży, mimo że już jakiś czas temu przekonałam się, że coraz mniej podobają mi się historie pisane dla młodszych czytelników. Jak było tym razem?


"Imperium ognia" jest pierwszym tomem serii "An Ember in the Ashes" (swoją drogą nie mam pojęcia dlaczego wydawnictwo przetłumaczyło tytuł książki, a serii nie). Poznajemy w nim dwójkę głównych bohaterów. Laia należy do podbitego ludu, który żyje pod stałą kontrolą okupujących. Jej brat zostaje oskarżony o szpiegowanie dla buntowników i uwięziony, a reszta rodziny zamordowana. Dziewczynie zostaje darowane życie. Ucieka i pomocy szuka u buntowników. Ci jednak nie chcą zrobić niczego za darmo. W zamian za pomoc w uwolnieniu brata, Laia zgadza się zostać szpiegiem i niewolnicą Komendantki - kobiety dowodzącej szkołą walki Masek, zawodowych zabójców. Niedoświadczona wcześniej przez cierpienie, zostaje zabawką w rękach okrutnej kobiety. Wszystkie siły poświęca na to, by przeżyć. A buntownicy ciągle domagają się informacji.

Drugim bohaterem jest Elias, uczeń w szkole dla Masek, a także syn Komendantki. Tuż po narodzinach został porzucony przez matkę i wychowany przez Plemieńców, co wpłynęło na jego charakter. Różni się od swoich rówieśników, nie czuje dumy z powodu tego, kim kiedyś będzie. Jest zdecydowany porzucić wszystko i uciec, mimo wszelkich niebezpieczeństw. Na przeszkodzie stają mu jednak augurowie. Nieśmiertelni magowie, znający przyszłość i potrafiący czytać w myślach, ogłaszają rozpoczęcie Prób, podczas których wybrany ma zostać nowy władca imperium. Elias zostaje jednym z kandydatów.


Ogromnym plusem "Imperium ognia" jest stworzony przez autorkę świat. Pustynny, pełen legend i potworów takich jak ghule czy dżiny. Bardzo obiecująca jest też sama fabuła. Próby, buntownicy, ożywające legendy, przyjaźnie wystawione na próbę. To naprawdę świetnie stworzona historia, ale... niestety, jest ale. Wszystko to jest bardzo niedopracowane i nieprzemyślane. Bohaterowie zachowują się czasami tak głupio, że to aż boli. Autorka wymyśliła sobie trasę, którą ma podążać akcja, i bezwzględnie się jej trzymała, nawet jeśli zachowanie postaci było w tym momencie kompletnie nierealne. 

Nie polubiłam Lai, wręcz ją znielubiłam. Była nudna i irytująca. Autorka stworzyła ją jako słabą i płaczliwą, i kazała robić rzeczy, które nijak nie pasowały do jej charakteru. To był wielki zgrzyt. Elias był ciekawszą postacią. Był dużo bardziej skomplikowany. Z jednej strony był Maską, brał udział w Próbach i dostosowywał się do zasad. A z drugiej... z wielką przyjemnością je łamał. Szukał własnej drogi, nie był pewny kim tak właściwie jest. Wnukiem swojego dziadka czy synem przybranych rodziców? Ta postać byłaby bardzo dobra, gdyby autorka nie uparła się, że dwoje głównych bohaterów musi się w sobie zakochać. Po co? W moim odczuciu tą zagrywką zepsuła całą historię.



Laia wśród buntowników poznaje chłopaka, do którego zaczyna coś czuć. Ona jemu też nie jest obojętna. Ich losy zostały połączone i z tego mogłaby być naprawdę piękna historia miłosna. Wielka, pełna przeciwieństw losu, dająca nadzieję i wzbudzająca wielkie emocje. Ale przede wszystkim realna. Tymczasem uczucie pomiędzy Laią i Eliasem jest tak sztucznie zbudowane, tak wymuszone i nie na miejscu, że mogłabym podejrzewać, że ktoś tu kogoś robi w balona i ktoś kimś manipuluje. Mogłabym, ale nie podejrzewam, ponieważ żadne z kochanków nie wykazało wcześniej zdolności do takich intryg.

Laia jest irytującą dziewczyną, która nie radzi sobie z zadaniem, którego się podjęła, jest przerażona i ciągle atakowana. Ona mogła się zakochać w kimś, kto w najgorszych momentach wyciągał do niej pomocną dłoń. Mogła zapomnieć o niebezpieczeństwie i nienawiści do wszystkich Masek (kto by tam pamiętał, że jedna z nich darowała jej życie, chociaż nie musiała). Zachowanie Eliasa było jednak zupełnie głupie i nie do zaakceptowania. Był bohaterem honorowym i odważnym, postawił granicę, której sam nie chciał przekroczyć, by nie popełnić zbrodni, przez które straci duszę. Czego nie chciał zrobić? Oczywiście zabić ukochanej niewolnicy. Jasne, byłoby to w porządku i dawałoby mu ogromnego plusa gdyby... dzień wcześniej nie zamordował przyjaciół, nie próbował zabić najbliższej przyjaciółki i nie skazał jej na tortury odmawiając zabicia Lai. To nie był honor i dobro. To było zwykłe zauroczenie? Pożądanie? Odrzucił prawdziwe i mocne więzi przyjaźni, które łączyły go z towarzyszami ciężkich lat nauki, a postanowił się poświęcić dla dziewczyny, którą znał kilka tygodni, z którą może trzy razy rozmawiał, która i tak miała umrzeć. Jej śmierć przyniosłaby więcej pożytku niż darowanie jej życia. W tym momencie autorka zawiodła straszliwie. Napisała akcję zupełnie bez sensu. Chciała wykreować Eliasa na dobrego bohatera, a wyszedł z niego głupi egoista, któremu nie można ufać. 

"Imperium ognia" to historia nieprzemyślana i niedopracowana. Autorka za punkt honoru postawiła sobie połączenie Lai i Eliasa, i zupełnie nie przejęła się, że reszta do tego nie pasuje. To tak jakby układać puzzle i nie zwracać uwagi, że przez łączenie na siłę dwóch elementów reszta układanki zupełnie się rozjeżdża. Nie mam zamiaru czytać drugiej części, i zdecydowanie nie polecam tej książki. Mimo że początek i rozwinięcie akcji czytało się przyjemnie i mogłam przymknąć na niektóre momenty oko, to zakończenie mnie wręcz dobiło.