Dobra książka fantastyczna opiera się na bogatym i solidnie skonstruowanym nowym świecie. Jeśli wizja jest żywa tylko w wyobraźni autora, ale blednie na kartach książki, trudno jest mi się nią zachwycić. A bez zachwytu nad dekoracjami, nie zachwycę się samą akcją. To tak jakbym poszła do teatru, w którym aktorzy występują na gołych deskach sceny, bez żadnych rekwizytów. To zupełnie nie mój klimat, moja wyobraźnia potrzebuje zdecydowanie więcej bodźców. Dlatego zawsze ogromną wagę przykładam do opisywanych miejsc, czy potrafię je sobie wyobrazić, czy potrafię poczuć, jakby to było tam być. I, co równie ważne, czy chciałabym tam być. Czy ten świat po prostu wydaje mi się sympatyczny, nawet jeśli akurat trwa w nim wojna i jest bardzo niebezpiecznie. Victoria Aveyard stworzyła świat, do którego już dziś mogłabym się przeprowadzić, a od czytania o nim wprost nie mogłam się oderwać.
Główną bohaterkę, Marę, poznajemy, kiedy jeszcze jest zwyczajną dziewczyną, ubogą ale "przedsiębiorczą". Jest oddana najbliższym, swoim rodzicom, młodszej siostrze, braciom, którzy są na wojnie, oraz Kilornowi, przyjacielowi z dzieciństwa. To właśnie uczucia do chłopaka, oraz chęć pomocy mu zainicjują ciąg wydarzeń, które zmienią losy Mare, jej rodziny oraz całego narodu. Odkryje prawdę o sobie w najmniej odpowiednim miejscu i czasie, stając się łatwym celem dla Srebrnych, którzy takich jak ona - Czerwonych, uważają za podludzi. Od tego momentu będzie musiała grać i udawać kogoś innego, by zachować życie.
Podział na Srebrnych - posiadających magiczne talenty, oraz Czerwonych - pozbawionych magii, jest największym plusem serii. Determinuje on różnice społeczne, konflikty pomiędzy bohaterami, niezwykły status głównej bohaterki - pół Srebrnej, pół Czerwonej, jej przemianę z drobnego kieszonkowca w buntowniczkę. Zawsze to kolor krwi decydował o życiu ludzi. Czerwoni byli biedni, szli na wojnę w pierwszych szeregach, usługiwali, byli potulni i bez głosu. Srebrni to elita, korzystająca z magicznych umiejętności, by ułatwić sobie życie. Rządzili i dzielili, traktując Czerwonych jak robactwo. Posyłali ich na śmierć, odmawiali opieki lekarskiej, wyzyskiwali, bo byli silniejsi. Takie postępowanie musiało w końcu doprowadzić Czerwonych do ostateczności, poderwać ich do walki ze Srebrnymi. Musiała być to jednak walka ostrożna, przemyślana, wręcz partyzancka. Bo jak tu walczyć z królem, który jednym ruchem może spalić całe miasto?
W książce znalazłam wszystko to, co najbardziej lubię. Są magiczne moce, jest rebelia, ale przede wszystkim są naprawdę wspaniali bohaterowie. Tacy prawdziwi, wręcz żywi, z wadami i zaletami. Tacy, którzy potrafią nas oszukiwać przez całą książkę, wodzić przez nos, przekonać do siebie a na koniec pokazać prawdziwą twarz. Rozkochać w sobie a później skrzywdzić umierając. Zdrada jest ważnym elementem książki. Mare będzie musiała się z nią zmierzyć i zdecydować, czy zaufa jeszcze kiedykolwiek komuś innemu niż sobie. Ja rozczarowanie przeżywałam razem z nią, to co wstrząsnęło nią, i mnie wbiło w fotel. Nie przeszłam obojętnie do następnego rozdziału, bo w "Czerwonej Królowej" po prostu tak się nie da. Chyba trzeba być zupełnie rozkojarzonym i nie móc skupić się na książce, żeby nie dać porwać się tej akcji i towarzyszącej jej emocjom.
W "Czerwonej Królowej" najbardziej podobało mi się to, że nic nie było tu przesadzone, nie działo się za szybko. Przemiana głównej bohaterki zachodziła stopniowo. Stopniowo uczyła się nowego życia, stopniowo zaczynała ufać ludziom w pałacu. Wszystko to było tak naturalne, że nie miałam ani razu ochoty wyrzucić książki przez okno przez głupotę bohaterów. A naprawdę się tego obawiałam, zwłaszcza po lekturze zachwalanego "Szklanego tronu", którego fenomenu nigdy nie zrozumiem. Na szczęście "Czerwona Królowa" to prawdziwa perełka fantastyki, i już zabrałam się za drugi tom.