poniedziałek, 29 października 2018

[32] Katarzyna Grabowska - Magia ukryta w kamieniu

Temat magicznego portalu do innego świata jest tematem bardzo wdzięcznym i dającym ogromne pole do popisu dla autora. Który fan fantastyki nie marzył nigdy, że w magiczny sposób przenosi się do zaczarowanej krainy, w sam środek powieści? Ja sama często tak mam podczas czytania. I może dlatego dość łatwo jest mi się wczuć w książkę i identyfikować z postaciami, które przenoszą się do innego świata. W "Magii ukrytej w kamieniu" współczesność opuszcza Julia. Jest to młoda dziewczyna, bardzo skrupulatna i poukładana. Za kilka miesięcy rozpoczyna studia medyczne. i wydaje się, że to idealna droga życiowa dla niej. Dziewczyna lubi planować, zapisywać listy rzeczy do zrobienia, być zawsze na czas. Ma fioła na punkcie zegarów i kalendarzy - tych zegarów brakuje jej przez całą akcję książki. Splot wydarzeń doprowadza ją do polany w lesie, na której znajduje ogromny głaz. Jak się okazuje, kamień jest magiczny, i wystarczy tylko go dotknąć, by przenieść się do innego świata.



Tym innym światem jest Buria, kraina nie magiczna, ale bardzo przypominająca nasze średniowiecze. Są tam zamki, książęta i rycerze. Julia jest niespotykaną atrakcją, bo nie dość, że ubrana jest zupełnie inaczej niż burianki, to mówi dziwne rzeczy i ma ze sobą przedmioty, które wydają się działać za sprawą magii - telefon z aparatem fotograficznym, latarkę, zapałki. Na trakcie pod lasem spotyka grupkę konnych - i tu zaczyna się jej wielka przygoda, a także droga pełna ukrytych pułapek.

Zanim akcja przeniosła się do Burii, kilka pierwszych rozdziałów zostało poświęconych na wprowadzenie i przybliżenie postaci Julii oraz życia, jakie wiodła na Ziemi. Już po kilku stronach stwierdziłam, że to bohaterka jaką mogę polubić. Nie schematyczna, lekko dziwna, a jednak ciekawa. Interesująca była też postać jej babci i historia, którą ta opowiadała wnuczce. Później jednak Julię jakby podmienili. Zaczęła zachowywać się niemądrze, histerycznie, nieodpowiedzialnie.

Jej pierwszy kontakt z mieszkańcami zamku był zupełnie niezrozumiały dla mnie. Rycerze spotykają na drodze dziwną kobietę i dochodzą do wniosku, że to czarownica. Oczywiście chcą jej zabić, bo boją się jej czarów. Julia, żeby ratować życie, sama siebie nazywa dobrą czarodziejką, czyniącą dobro dla ludzi. W tym momencie byłam autentycznie zaskoczona, że dzielni rycerze nie posiekali jej na kawałki. Jaka była szansa, że czarownice są w Burii nielubiane, a czarodziejki już tak? Że w ogóle istnieje takie rozróżnienie. Nie wspominając już o tym, że totalną głupotą było powiedzenie, że zna się magię, gdy się jej nie zna, i wierzenie "że jakoś to będzie i nikt się nie połapie".



Drugim wielkim zgrzytem w charakterze Julii - i jednocześnie tym, co ostatecznie przesądziło, że jednak jej nie lubię, była ignorancja, z jaką podchodziła do kultury Burii, jej zwyczajów i praw. Dziewczyna u progu dorosłości, taka dojrzała i mądra, a nie potrafiła zrozumieć, że prawa i zwyczaje jej świata i jej kraju nie są jedynymi słusznymi. Postanowiła uświadomić władcy, że małżeństwa aranżowane bez miłości nie powinny mieć miejsca. Tak, miała rację. Ale jej przeświadczenie, że buriańczycy są ślepi i głupi, i że wystarczy, że ona im powie jak ma być, i już od razu przewartościują cały swój światopogląd. To samo dotyczyło zwyczaju zawierania tylko jednego ślubu w ciągu całego życia czy nawet formy, w jakiej mieszkańcy zamku, a więc lepiej urodzeni, powinni zwracać się do zwykłych mieszkańców podgrodzia. Jednym słowem z Julii wyszło potworne dziecko uważające się za osobę najmądrzejszą. Praktycznie w każdej sytuacji zachowywała się niemądrze i dziecinnie, co niezmiernie mnie irytowało. Ale... irytowała mnie jedna bohaterka. Przygody, które przeżywała, podobały mi się dużo bardziej i byłam naprawdę ciekawa jak dalej potoczy się historia. Ponieważ akcja książki przenosiła się z miejsca na miejsce, można było naprawdę poczuć niepowtarzalny klimat Burii, wraz z jej tajemnicami sprzed lat i niezwykłymi stworzeniami.



Książka nie była zła, ale nie była też do końca dobra. Być może dużo młodszy czytelnik ode mnie zakochałby się w opisie życia dworskiego, w różnorodności postaci, w intrygach medyka i miłosnym trójkącie Julii. Ale dla mnie wszystko ty było za mało rozbudowane, za mało szczegółów i dokładniejszych wyjaśnień, a tych naprawdę potrzebuje, kiedy czytam o fantastycznym świecie. Główna bohaterka, na której skupiła się cała akcja, była postacią ogromnie irytującą, i to jej kreacja odebrała mi ogromną część przyjemności z czytania książki. Trzynaście lat temu nie zwróciłabym uwagi na wiele szczegółów, które mi zgrzytały, a Julię wzięłabym za super dziewczynę, wzór do naśladowania. Mając 13 lat takie książki czytałam, takie uwielbiałam. Gdybym więc znała jakąś nastolatkę w tym wieku, na pewno podrzuciłabym jej tę książkę, bo wierzę, że to właśnie do takich czytelników powinna ona trafić. Czytelnik starszy jest bardziej krytyczny, bardziej wymagający, i dlatego nie dla niego będzie ta książka. 


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Videograf SA.



sobota, 6 października 2018

[31] Camilla Lackberg - Księżniczka z lodu

 O Camilli Lackberg słyszał chyba każdy. To jedna z najpopularniejszych skandynawskich autorek kryminałów, jej nazwisko i tytuły nowo wydanych książek ciągle gdzieś mi się obijały o uszy. Teraz w końcu przeczytałam coś jej pióra i mogę ocenić, czy jej styl mi się podoba czy też nie. Na pierwszy ogień poszła pierwsza część Sagi o Fjallbace, a więc "Księżniczka z lodu". 



Tytułową księżniczką jest Alex, zamordowana we własnym domu i znaleziona kilka dni później w wannie pełnej lodu. Alex już za życia była lodową dziewczyną, do której myśli i uczuć nikt nie miał dostępu. Rodzice, mąż i przyjaciółka opowiadają o swoim życiu z Alex jej dawnej przyjaciółce, Erice, która ma napisać o niej pośmiertny artykuł do miejscowej gazety. Przed kobietą wyłania się obraz osoby samotnej, nieszczęśliwej, przytłoczonej jakąś straszną tajemnicą. Do tego wracają do niej własne wspomnienia z dawnych czasów szkolnych i nagłej wyprowadzki Alex z rodziną z Fjallbacki.  



W książce toczą się dwa osobne śledztwa. Erika próbuje poznać prawdę o Alex, zależy jej na tym, by ją zrozumieć. Dawno temu były najlepszymi przyjaciółkami, później ich losy jednak się rozeszły i kobiety powtórnie spotkały się dopiero wtedy, kiedy jedna z nich już nie żyła. Drugie śledztwo prowadzi miejscowy policjant, Patrik. Dzięki wskazówkom Eriki udaje mu się w końcu trafić na właściwy trop. Wytrwale za nim podąża i nie boi się zadawać trudnych pytań najbliższym zmarłej. Bo okazuje się, że to oni mają klucz do rozwiązania zagadki śmierci Alex. 



 Bardzo lubię wątki starych tajemnic dotyczących całych rodzin, ukrywanych przez ich członków. Sekretów potwornych, takich, które powoli niszczą rodzinę i w końcu muszą zostać odkryte. I tu właśnie taki mamy sekret. Camilla Lackberg powoli odkrywa historię Alex, to, jakie tajemnice miała przed najbliższymi tuż przed śmiercią, oraz wydarzenia, które zdarzyły się bardzo dawno temu. Niejako nas na nie naprowadza, tak że większości można się z czasem samemu domyślić. Rozwiązanie zagadki nie jest zaskakujące, nie jest nagłe i niespodziewane. Na początku książki, kiedy nie wiemy jeszcze nic, jest tylko jedną z tysięcy możliwości, na którą trudno wpaść. Im więcej jednak sekretów Alex i jej rodziny jest odkrywanych, tym łatwiej jest nam wyobrazić sobie w którą stronę zmierza historia. Zupełnie jednak nie pozbawia nas to przyjemności z czytania. 



Camilla Lackberg stworzyła wciągającą historię, wstrząsającą i smutną. Bohaterowie wydawali się żywi - mieli swoje wady i zalety, nie byli idealni, po prostu ludzcy. Z wielką przyjemnością przeczytam kolejne części sagi. Tak więc po lekturze pierwszej książki autorki fanką jej twórczości jeszcze się nazwać nie mogę, ale z pewnością jestem nią zainteresowana.