środa, 31 marca 2021

[69] Brodi Ashton, Cynthia Hand, Jogi Meadows - Moja Jane Eyre

 

moja jane eyre

    Tak mi przyszło do głowy, że niektórzy tę książkę mogliby nazwać profanacją. Oryginał jest przecież doskonały, od tylu lat zdobywa nowych czytelników, ma niepowtarzalny styl i już dawno temu stał się książką kultową. Jak więc można go przerabiać, robić z niego komedię? Po co? Dla mnie to taka próba złagodzenia trochę dość ciężkich w odbiorze Dziwnych losów Jane Eyre, dotarcie do innej grupy czytelników i być może zainteresowanie ich oryginałem. Dziwne losy Jane Eyre czytałam jakiś czas temu i zupełnie nie przypadła mi do gustu. Fabuła była ok, ale nie polubiłam głównej bohaterki i książkę czytało mi się źle.. Za to Moja Jane Eyre...ach, to była prawdziwa przyjemność czytać tę książkę. 

moja jane eyre


    Cała akcja książki jest mocno inspirowana fabułą oryginału, ale jest w niej jeden dodany, bardzo ważny wątek, który wszystko zmienia - Jane widzi duchy. Ten jeden szczegół pozwolił autorkom tak bardzo splątać fabułę, że już po kilku rozdziałach zapomina się, że to przeróbka innej książki. Atmosfera Mojej Jane Eyre jest zupełnie inna niż w powieściach Bronte. Książka pisana jest bardzo współcześnie, bohaterowie też są bardziej zrozumiali i mniej sztywni. Wyszła z tego mieszanka stylów, przez co postaci są bardzo nierealistyczne, ale w tej książce pasują idealnie. 


    Nie ma tu trudnych tematów. Każdy motyw - nawet miłości - został spłycony i potraktowany niepoważnie. Książka jest świetna na poprawienie humoru, na miłe spędzenie wieczoru. Czyta się ją bardzo szybko, co chwilę się uśmiechając lub wybuchając śmiechem. W fabułę naprawdę można się wciągnąć - mamy tu jedną wielką zagadkę, której nie ma w oryginale. Bez obaw więc można przeczytać Moją Jane Eyre nawet jeśli zna się oryginał - te książki są po prostu do siebie tak zupełnie niepodobne, że można się zaskoczyć. 

 

moja jane eyre

    Mimo, że książka bardzo mi się podobała i przeczytałam ją z przyjemnością, znalazłam w niej kilka błędów. Przede wszystkim, momentami była mocno przesadzona. Sytuacje były mocno przekombinowane. Miały być maksymalnie zabawne, ale traciły przez to dużo na logice i autentyczności. Pewnie gdybym nie była w odpowiednim humorze i nie nastawiała się właśnie na śmieszną komedię, byłabym zniesmaczona głupotą bohaterów. Mimo to i tak niektóre sceny mnie niecierpliwiły - były nudne, pełne nonsensów, napisane chaotycznie i właściwie nie wiadomo po co. Brakowało mi ważnych opisów, a za dużo było szczegółów mających dodawać humoru, które były swoimi ciągłymi powtórzeniami.


    Cieszę się, że mogę ocenić książkę tak jak ja ją odebrałam - w według takiego kryterium daję jej wysoką ocenę. Gdybym miała ocenić na chłodno jej plusy i minusy, ocena byłaby inna. Moja Jane Eyre nie jest dziełem wybitnym ani wzorowym, zapada za to w pamięć i wyróżnia się na tle innych książek. Jej przesada i groteskowość potrafią rozśmieszyć, i dla mnie w końcowym rozrachunku tylko to się liczy.

 

moja jane eyre

 



piątek, 26 marca 2021

[68] Naomi Novik - Smok Jego Królewskiej Mości

 

smok jego królewskiej mości

 

    Dla mnie powrót do fantastyki to jak powrót do domu. Jest swojsko, zrozumiale, zdecydowanie bliżej memu sercu niż w przypadku jakiegokolwiek innego gatunku. Nie inaczej było w przypadku Smoka Jego Królewskiej Mości. Pióro Naomi Novik poznałam już czytając Wybraną - którą swoją drogą bardzo wam polecam - nie wybierałam więc tak całkiem na ślepo. W prawdzie klimat Wybranej i Smoka Jego Królewskiej Mości są zupełnie inne, talent pozostał ten sam.

    Smok Jego Królewskiej Mości to pierwszy tom serii o smoku Temeraire. Akcja książki toczy się w czasie wojny Anglii z Napoleonem Bonaparte. Świat wykreowany przez autorkę od świata rzeczywistego różni się tylko jednym elementem - smokami. Główny bohater - kapitan Will Laurence, w walce zdobywa smocze jajo i przez przypadek zostaje jego opiekunem. Temeraire, jak każdy inny smok, automatycznie staje się własnością króla i maszyną wojenną, jak kolejny okręt. Razem ze swoim opiekunem wyruszają na przyspieszone szkolenie a w końcu stają do bitwy.

    Książki nie czyta się dla opisu walk, dla intryg politycznych czy wojny między Anglią a Francją. Nie, tu najważniejsze są smoki i największą przyjemność sprawia czytanie o nich, o ich treningach, o ich uczeniu się świata i odkrywaniu nowych rzeczy. Smoki są rozczulające. Żaden z nich nie może zostać znielubiany. Ich charaktery są rozbudowywane i w kolejnych tomach z pewnością ich osobowości będą coraz bardziej wyraziste. Dzięki smokom nie raz się uśmiechniecie, ale też i uronicie łzę. 

recenzja smok jego królewskiej mości

    Do ludzkich bohaterów nie przywiązałam się aż tak mocno jak do Temeraire, Lily czy Maksimusa . Nie znaczy to jednak, że w nich coś mi nie zagrało. Fakt, najbardziej rozbudowaną postacią jest Laurence, pozostali pojawiają się i znikają, i nie wiadomo na jak długo zostaną. Laurence jest obowiązkowy, honorowy i po prostu dobry. Był świetnym kapitanem statku, a teraz jest świetnym awiatorem. W jego życiu nastąpiła ogromna zmiana i na początku nie potrafił się odnaleźć w nowym otoczeniu, do którego zupełnie nie pasował. Zamiast się zmieniać i dostosowywać, pozostał sobą. I mimo, że z trudem, to znalazł dla siebie miejsce. To jeszcze bardziej podkreśliło jak bardzo twardy kręgosłup moralny ma Laurence. Jest bohaterem, którego się lubi, podziwia i któremu się kibicuje. Być może taki charakter z czasem sprawi, że będzie zbyt idealny i przez to nierealny, ale póki co nie było takiego zgrzytu.

    Podczas czytania czuć, że książka jest dopiero pierwszym tomem. Początek - poznanie smoka, jego szkolenie i wejście do nowego świata korpusu trwa bardzo długo. Gdyby akcja miała skończyć się na jednym tomie, proporcje byłyby zaburzone. Jeśli jednak weźmie się pod uwagę, że jest ich w sumie 12, to takie długie wprowadzenie jest jak najbardziej na miejscu. Raz, że pozwala wczuć się w niby dobrze znany nam świat, a jednak tak różny przez obecność smoków, dwa - pozwala stopniowo i naturalnie ukształtować charakter postaci. Bo Laurence też poniekąd narodził się na nowo. Po kilkunastu latach służby w marynarce trafia do Korpusu, w którym życie wygląda całkowicie inaczej. 

    Książka skupia się na relacji Laurenca i Temeraire'a oraz na ich przygodach, wojnę z Napoleonem traktując poniekąd jako tło. Wyjątkowo mi to nie przeszkadza, mimo że zazwyczaj cenię sobie mocno rozbudowany wątek polityczny i dokładnie opisane strategie wojenne. Dzięki takiemu podejściu do fabuły nie jest to wojenna fantastyka, gdzie jest groźny przeciwnik (zazwyczaj magiczny, choć nie w tym przypadku) i szereg działań mających na celu pokonanie go. Smok Jego Królewskiej Mości to typowa przygodówka, którą podsunąć można i młodszemu czytelnikowi bez obaw, że jej nie zrozumie lub znajdzie tam fragmenty nieodpowiednie dla swojego wieku. Kapitan Laurence jest bardzo staroświecki i ma nienaganne maniery, nie uświadczycie więc tam przekleństw czy scen seksu - Laurence nawet gani swoich podkomendnych za to, że mówili o dziwkach w obecności młodego Temeraire'a.

    Aż mnie ręce świerzbią, by już zabrać się za lekturę kolejnych części. Bardzo się cieszę, że odkryłam tę serię. Przypomina mi ona trochę książki, które czytałam jako nastolatka a nawet dziecko.  To jest ten sam klimat przygody, magii, przyjaźni i tajemnic. Według mnie to książka uniwersalna wiekowo, za mało w niej jednak elementów innych gatunków, by przypadła do gustu każdemu czytelnikowi. Zachwycić jednak może każdego, warto więc sprawdzić, tym bardziej że nie jest gruba i czyta się ją bardzo płynnie i szybko. Ja też kilkukrotnie zaskoczyłam się sięgając po książki teoretycznie nie z mojego gatunku, od których później nie mogłam się oderwać.

poniedziałek, 22 marca 2021

[67] Delia Owens - Gdzie śpiewają raki

    

delia owens gdzie śpiewają raki

 "Gdzie śpiewają raki" to książka z gatunku "książki o biednej sierotce", coś na wzór baśni o Brzydkim Kaczątku czy Kopciuszku. Główną bohaterkę, Kyę, poznajemy jako kilkuletnią dziewczynkę w momencie, kiedy opuszcza ją matka. Nie mogąc znieść ciężkiego życia na bagnach z mężem pijakiem, kobieta pakuje walizkę i po prostu odchodzi. W biednej chacie zostaje Kya, jej ojciec, i rodzeństwo - a później, wraz z upływem lat, odchodzą kolejni członkowie rodziny. Aż w końcu Kya nie ma już żadnej rodziny i zostaje na bagnach sama.

    Kyai nie można nie współczuć, nie można się nad nią nie litować. Czytając o małej dziewczynce żyjącej samotnie w rozpadającej się chacie na bagnach nie można ciągle nie zastanawiać się gdzie są dorośli? Gdzie są mieszkańcy miasteczka wiedzący o jej istnieniu i ich pomoc? Dlaczego wszyscy mają dla niej jedynie pogardę, dlaczego jej wygląd budzi w nich tylko odrazę a nie świadomość, że temu dziecku trzeba pomóc? Akcja książki nie toczy się w czasach współczesnych, kiedy każdy musi być przypisany do jakiegoś numeru, adresu, nazwiska. Kyai udaje się nie uczestniczyć w życiu miasteczka, unikać szkoły i lekarzy. Ale czy można całe życie spędzić tylko w towarzystwie owadów i ptaków?

recenzja kiążki gdzie śpiewają raki

    Czytelnik towarzyszy Kyai przez cały jej okres dojrzewania, jej budowania sobie życia po swojemu i cieszeniu się nim. Niektóre momenty to prawdziwe wyciskacze łez. Kya to silna dziewczyna, ale jednocześnie o kruchej i bezbronnej duszy. To bohaterka, z którą można się zżyć i prawdziwie wczuć w jej historię. Tym bardziej, że w książce występuje mało postaci i wątków, które mogłyby rozpraszać. Treść książki jest bardzo wyważona. Autorka zachowała idealną równowagę pomiędzy akcją, opisami przyrody i przemyśleniami Kyi. Ani przez chwilę nie czułam się znudzona i nie chciałam biegnąć do przodu.

    Głównym wątkiem książki jest morderstwo jednego z mężczyzn z miasteczka i proces Kyi, oskarżonej o jego zamordowanie. Początek wydaje się zwyczajny, czytając go czułam, że oto biednej skrzywdzonej dziewczynie znowu dzieje się krzywda i z całego serca jej współczułam. Spodziewałam się jednego z dwóch zakończeń - albo dziewczyna zostanie uniewinniona i będzie sprawiedliwość, albo skazana i niesprawiedliwość. Jednak zakończenie wątku wywołało we mnie bardzo mieszane uczucia, i wyjątkowo mi się to spodobało. Z czytelniczego poczucia obowiązku chciałam ocenić postępowanie postaci, wydać werdykt i zadecydować, czy sprawiedliwość zatriumfowała. Ale nie mogłam. Cała książka pokazywała jak bardzo skomplikowane może być życie jednej osoby, i zakończenie napisane zostało w tym samym stylu. 

recenzja książki

    "Gdzie śpiewają raki" to nie jest książka o zawiłej fabule, pełna zagadek i zaskakujących zwrotów akcji (choć te też się zdarzają). Tę książkę się czyta i się ją czuje. To mocne odczuwanie i przywiązanie do głównej bohaterki przez całą akcję książki jest idealnym zabiegiem wzmacniającym zakończenie. Bo zakończenie, to jak zderzenie się z murem - moment oszołomienia. Czy polecam? Zdecydowanie tak. To nie jest lekka rozrywkowa lektura, ale z drugiej strony pisana jest prostym językiem a historia nie jest zawiła, nie potrzeba więc skupienia i wytężonej uwagi, by się w nią wczytać. Polecam każdemu.

środa, 17 marca 2021

[66] Michael Palmer - Siostrzyczki

Recenzja książki siostrzyczki

     

"Siostrzyczki" to pierwsza książka mistrza thrillerów medycznych Michaela Palmera jaką przeczytałam - pierwsza, ale na pewno nie ostatnia. Akcja książki osadzona jest w bostońskim szpitalu, a jej bohaterami są tamtejsi lekarze, pielęgniarki i oczywiście pacjenci. Pojawiają się medyczne wyrażenia, są opisy operacji i działań medycznych, a także nazwy leków, nie jest ich jednak na tyle dużo, żeby utrudnić lekturę osobom nieznającym tematu. Są to wstawki, które tylko uatrakcyjniają treść książki.

Recenzja książki siostrzyczki


    Kim są tytułowe siostrzyczki i jaki mają związek z fabułą książki? Siostrzyczki to pielęgniarki, które łączy jeden cel - zapewnienie pacjentom niemającym szans na przeżycie godne odejście z tego świata bez niepotrzebnego w ich oczach przedłużania potwornego cierpienia. Są to kobiety wrażliwe i opiekuńcze, dbające o swoich pacjentów i decydujące się na ostateczne rozwiązanie po wielu testach, przemyśleniach i po dogłębnym zbadaniu "przypadku". 

Recenzja książki siostrzyczki

    Christine, jako jedna z nich, już na początku książki zgłasza siostrom przypadek Charlotte - kobiety z rakiem, potwornymi odleżynami, zapaleniem płuc, i ciągle pogarszającym się stanie zdrowia. Charlotte rozumie swój stan i nie chce dłużej tak cierpieć. Christine podaje jej zastrzyk, który ją zabija. Jest to jej pierwszy pacjent, którym się w ten sposób zajęła, i bardzo to przeżywa. Prawdziwych katuszy doświadcza jednak wtedy, kiedy morderstwo zostaje wykryte i rozpoczyna się śledztwo.

     "Siostrzyczki" nie są kryminałem. Rozwiązanie zagadki mamy na samym początku. Do końca książki zastanawiać się tylko możemy kto zginie a kto przeżyje i kto w końcu zostanie ukarany za śmierć Charlotte. Akcja książki od pewnego momentu pędzi bardzo szybko. Są pościgi, ucieczki, walki i ofiary. W ogólnym rozrachunku trochę za dużo było dla mnie tych pościgów, trochę zniknęła mi cała medyczna otoczka. Zabrakło mi tej bardzo doprowadzenia do końca wątku śmierci innych pacjentów szpitala. Akcja skupiła się na Charlotte i nie bardzo rozumiem po co wprowadzono inne - oraz cały wątek ogrodu - skoro koniec końców nic nie zostało wyjaśnione ani ujawnione. Według lubimyczytac.pl książka nie ma kontynuacji, dla mnie więc to było zagranie pozbawione sensu i wolałabym, żeby ten wątek został domknięty.

    

Recenzja książki siostrzyczki

   Książkę oceniam jako udaną. Fabuła była dobrze przemyślana, zmuszała do przemyśleń - eutanazja to temat, o którym pewnie każdy nie raz się zamyślił - i mocno wciągała. Książkę przeczytałam bardzo szybko i nie mogłam odłożyć, póki nie doczytałam do zakończenia. Idealna jednak nie była - jak już wspomniałam, za dużo tam było pościgów i brutalnej akcji, a za mało szpitala i zagadek medycznych. Sama mam ochotę przeczytać inne książki autora i porównać je sobie z "Siostrzyczkami". Czy polecam książkę? Tak. Ma pewne niedociągnięcia, ale to dobra książka i czytanie jej sprawiło mi przyjemność.

poniedziałek, 15 marca 2021

[65] Yvonne Rees, Neil Sutherland - Projektowanie ogrodu

recenzja książki projektowanie ogrodu

 Kolejna ogrodnicza pozycja przeczytana przeze mnie w ostatnim czasie. Skupia się ona na projektowaniu ogrodu z technicznego punktu widzenia i przeprowadza czytelnika przez cały ten proces. Książka ta różni się od innych czytanych przeze mnie pozycji, bo nie skupia się w takiej dużej mierze na roślinach i kolorach, ale na początkach stwarzania ogrodu i wyznaczaniu jego ram.

recenzja książki projektowanie ogrodu

    Plan projektowania ogrodu pokazany w książce możemy wykorzystać w planowaniu całego ogrodu lub tylko jego fragmentu, na przykład jakiegoś niezagospodarowanego do tej pory fragmentu na tyłach. Zaczynamy od wyznaczenia granic i ogrodzenia - tutaj fajnie opisano jakie wybrać, na co zwrócić uwagę przy wyborze i budowie, jak wybrać miejsce na taras lub patio - czyli miejsce, gdzie będziemy spędzać najwięcej czasu. Po ustaleniu tych pierwszych punktów przychodzi pora na wydzielanie trawnika - kolejne porady m.in. co do jego kształtu - ścieżek i rabat. Cały czas bez roślin, tylko operowanie liniami i figurami geometrycznymi. 

recenzja książki projektowanie ogrodu


    Duża część książki jest pozbawiona zdjęć i kolorów, mamy białe tło, tekst i kilka opisanych rzutów na projekt. Nic nie rozprasza naszej uwagi. Nie zastanawiamy się jak będą wyglądać kwiaty i krzewy, jaki stolik ustawimy i jakie kamyki wysypiemy. Skupiamy się na zaplanowaniu przestrzeni w taki sposób, by jak najlepiej ją wykorzystać. I by odpowiadała naszym gustom, naszemu trybowi życia. Bo inaczej wykorzystywać ogród będzie rodzina z dziećmi, inaczej singiel z dużym psem a jeszcze inaczej starsze małżeństwo.

recenzja książki projektowanie ogrodu

    Czy wykorzystam to, czego dowiedziałam się z tej książki? Na pewno. Ogród przy domu moich dziadków jest ogrodem bardzo starym. Zresztą, jaki tam ogród. Podwórko, po prostu podwórko na którym ciągle jeszcze stoi obora, gdzie nikt nigdy nie zakładał trawnika, gdzie kwiaty sadziło się tylko obok domu, a ścieżki się wydeptywało, a nie brukowało. Dużo elementów jest tam już zastanych i nikt nie planuje ich usuwać, zarówno ze względów praktycznych jak i sentymentalnych. Stosowanie się do planu z książki pomoże mi uporządkować (głównie w głowie) całą przestrzeń i zaplanować konieczne zmiany i ulepszenia, by jeszcze lepiej spędzało nam się tam czas.  

recenzja książki projektowanie ogrodu

    Mimo że książka nie kusi na półce - nie jest kolorowa, pełna inspiracji i pomysłów, to jest z pewnością wartościową pozycją. Podoba mi się w niej to, że nie jest o wszystkim i  w rezultacie o niczym. W prawdzie rozdział o roślinach też ma, ale dla mnie to był tylko taki dodatek do początku książki. Opisano w nim kilka grup roślin, ale bardzo wybiórczo i ja nie znalazłam w nim nic przydatnego. Być może komuś akurat taka treść będzie potrzebna i się przyda, więc dobrze, że dodano go do książki. Z wielkich plusów książki jest również jej uniwersalność. W przeciwieństwie do książek opisujących rośliny, sprawdzi się w każdym kraju i w każdym klimacie. A także w ogrodach wielkich i tych najmniejszych (cały proces projektowania pokazany jest na podstawie malutkiego ogrodu miejskiego), starych, nowych, nastawionych na hodowanie warzyw i owoców, relaks i spędzanie wolnego czasu na świeżym powietrzu, oraz tych najmniej kłopotliwych, które mają być tylko samoobsługowym tłem dla domu. 

recenzja książki projektowanie ogrodu


środa, 3 marca 2021

[64] Emelie Schepp - Naznaczeni na zawsze

    Pamiętam, że kiedy zaczynałam odkrywać blogi z recenzjami książek, panował wielki boom na kryminały, głównie skandynawskie. Ja wtedy czytywałam głównie fantastykę, ale pod wpływem pozytywnych opinii zaczęłam sięgać po inne gatunki, w tym kryminały. Dużo też tytułów wpisałam na listę do przeczytania, na której - ciągle się powiększającej - dalej są. Jakiś czas temu przeczytałam "Naznaczeni na zawsze". Jest to pierwszy z trzech części przygód prokurator Jany Berzelius, autorstwa szwedzkiej pisarki. 
 
naznaczeni na zawsze

    Jak zdecydowana większość kryminałów, tak i ten zaczyna się od morderstwa. W swoim domu zostaje zastrzelony mężczyzna. Jana i jej koledzy rozpoczynają śledztwo i stopniowo odkrywają coraz więcej mrocznych tajemnic z życia ofiary. W pewnym momencie historia jego oraz jego śmierci, zaczyna bezpośrednio dotyczyć Jany. Jana to bardzo zdolna kobieta, z dobrego i bogatego domu. Otrzymała dobre wykształcenie, ale to jej charakter i inteligencja zapewniły jej obecną pozycję. Przeszłość kobiety skrywa jednak wiele tajemnic. Jako dziecko została adoptowana przez swoich przybranych rodziców. Nie pamięta jednak nic z okresu przed adopcją. Nie zna swoich biologicznych rodziców, nie wie czy w ogóle żyją. Nie wie co jej się przytrafiło, gdzie była i co robiła. Zostały jej tylko niezrozumiałe przebłyski wspomnień i blizna. Pod wpływem kolejnych odkryć w toku śledztwa, Jana zaczyna łączyć fakty i odzyskiwać wspomnienia, co w końcu doprowadza ją do rozwiązania zagadki swojej przeszłości. Bardzo strasznej i mrocznej.

     Pomysł na fabułę jest naprawdę genialny. Rozbudowana i dobrze poprowadzona jest zarówno historia Jany jak i śledztwa. Dużo tu zaskakujących momentów. I mimo, że w pewnym momencie rozwiązanie nasuwa się samo, nie ma więc wielkiej niespodzianki, nadal jest ciekawie. W końcu nigdy nie ma pewności, że to co nam się wydaje, że się wydarzyło, rzeczywiście się wydarzyło. W książce poruszony został trudny temat uchodźstwa, które w Szwecji występuje na pewno w większej skali niż w Polsce. To, przez jakie piekło przechodzą ci ludzie, jest jeszcze bardziej przerażające od morderstwa, od którego zaczyna się śledztwo.

 

książka naznaczeni na zawsze

    Książka została bardzo dobrze przemyślana i skonstruowana. Jest w niej kilka wątków, które idealnie się splatają i uzupełniają. Niestety, w mojej ocenie książka nie jest do końca udana. Zapewne "zawinił" tutaj styl autorki, który po prostu nie przypadł mi do gustu. O ile sama fabuła  i ciąg wydarzeń były w porządku i tutaj nie mam się do czego przyczepić, lekturę skutecznie psuli mi bohaterowie. Absolutnie nie są to postacie płaskie i bezosobowe. Oni po prostu mieli tak paskudne osobowości, że nie sprawiło mi żadnej radości śledzenie ich losów. Postać Jany była chyba najgorsza ze wszystkich. Była chłodna, egoistyczna, pełna dumy i rezerwy. Nie lubili jej nawet współpracownicy. Nie potrafiłam zrozumieć jej motywów ani przyznać racji w postępowaniu. Według mnie Jana była szarym charakterem, który ma ogromną szansę stać się czarnym w następnej książce. Nie było w niej nic uroczego, przyjacielskiego, nie żałowałam jej, nie kibicowałam. Znielubiłam ją od samego początku. Pozostali bohaterowie też mieli swoje za uszami - w świecie realnym nie lubię takich ludzi, więc i jako bohaterów książki nie polubiłam. Dziwnie tak czytać książkę - kryminał! - i za nikogo nie trzymać kciuków. 

książka naznaczeni na zawsze

     

    Czy był to za zabieg celowy? Czy autorka chciała pokazać, że nie ma ludzi idealnych, że każdy ma wady i ułomności charakteru? Podejrzewam, że trochę tak. Świetnie jej to wyszło. Jeśli nie przeszkadzają wam niesympatyczni bohaterowie, polecam książkę. Fabuła jest świetna. Trochę jak puzzle, z których powoli wyłania się obraz całości. W dobrym tempie, z odpowiednią dawką emocji. Ja jednak nie mogłam przestać skupiać się na Janie i jej kolegach i koleżankach, żeby czerpać przyjemność z fabuły. Dlatego też po kolejne części nie sięgnę.