poniedziałek, 31 grudnia 2018

[34] Podsumowanie roku 2018

Ostatni dzień roku to dzień podsumowań i rozliczeń. A więc pora na cyferki. W 2018 roku blog działał pełny rok, z małym spadkiem aktywności pod koniec roku. W sumie opublikowałam 27 recenzji, w tym aż 8 recenzji w związku ze współpracami, co dla mnie jest naprawdę wielkim sukcesem. Na dzień 31.12.2018 blog posiada 22 obserwatorów, a licznik wyświetleń wskazuje 1082. 

W 2018 roku przeczytałam 78 książek. Stron nie liczyłam, ale w 2019 chyba zacznę. Na początku roku zaczęłam czytać książki do wyzwania "W 80 książek dookoła świata", ale później ciągle zapominałam o tej liście i czytałam inne książki. Do żadnego innego wyzwania nie podchodziłam. Sukcesywnie zmniejszałam ilość nieprzeczytanych książek w biblioteczce.

Piątka Najlepszych Książek 2018 

Miejsce 5
Kirke - Madeline Miller
 


Oparta na mitach greckich historia nimfy Kirke. Znana jako Czarownica, Kirke zostaje wygnana i skazana na samotne życie na wyspie. Mimo to pozostaje w centrum wielu niezmiernie ważnych dla antycznego świata wydarzeń. Gratka dla fanów mitologii, w Kirke znaleźć można wiele znanych mitów.















Miejsce 4
Wicked. Życie i czasy Złej Czarownicy z Zachodu - Gregory Maguire

Prequel Czarnoksiężnika z Krainy Oz. Główna bohaterka to Elfaba - owa Zła Czarownica z Zachodu. Książka opowiada jej historię od momentu narodzin aż do śmierci, pokazując klasyczną złą postać od zupełnie innej, ludzkiej strony. Jeśli lubicie takie analizy i szukanie przyczyny, dlaczego ktoś został złem wcielonym, książka jest dla was. Mnie oczarowała.





Miejsce 3
 Seria Kupcy i ich żywostatki - Robin Hobb

Wspaniale dopracowana i rozbudowana seria fantasy. W tym świecie z magicznego drewna buduje się statki, których galiony ożywają. Wraz z rozwojem akcji wyjaśnia się, czym tak naprawdę jest drewno i jakie skutki będzie miało używanie go do budowy statków. W całej serii pojawia się bardzo dużo postaci. Ich losy łączą się i przeplatają, by na koniec spotkać się na pokładzie jednego statku. Historia jest zawiła, pełna niespodzianek i magii. Coś dla fanów fantastyki, ale również i historii o piratach.











Miejsce 2
Ostatnia królowa - Christopher W. Gortner

Książka opowiada historię życia Joanny Kastylijskiej, królowej hiszpańskiej. Jest tam sporo polityki dynastycznej, ale przede wszystkim fantastyczne przedstawienie postaci. Zarówno królowej jak i jej najbliższych - matki, ojca, męża, doradców. Historia piękna przez swój tragizm. Napisana w taki sposób, że wyciska łzy.















Miejsce 1
Seria Era pięciorga  - Trudi Canavan
 
Seria Era pięciorga  - Trudi Canavan
 Kolejna, wręcz epicka seria fantasy. Główna bohaterka, Auraya, zostaje wybrana na jedną z Białych - kapłanów najbliższych bogom. Wraz z nową mocą dostaje dostęp do informacji, które pomagają odkryć jej stare tajemnice o pochodzeniu bogów. Seria trzyma w napięciu do samego końca. Bohaterowie są bardzo żywi, naprawdę można się do nich przywiązać. Trudi Canavan to jedna z moich ulubionych pisarek i tym razem również się na niej nie zawiodłam.













Piątka Najgorszych Książek 2018

Miejsce 5
Dziwne losy Jane Eyre - Charlotte Bronte


Mimo że bardzo lubię książki z tej epoki, historia Jane mi się nie podobała. Książka mnie nie zainteresowała, a bohaterka irytowała na każdym kroku. Próbowałam obejrzeć którąś z ekranizacji, ale nie dałam rady. Po prostu ta historia mi się nie podoba i nudzi mnie.








Miejsce 4
Siedem dni łaski - Carla Gracia Mercade


Bardzo chaotycznie opisana historia. Wydarzenia współczesne są tragiczne - a przynajmniej tak przedstawione. Nie wiadomo kto jest kim, co się dzieje. Ani to straszne, ani śmieszne, po prostu nudne. Retrospekcje trochę ratują sytuację, ale nie są żadnym arcydziełem. Bohaterowie kiepscy, zwłaszcza główna bohaterka. Niewyraźna, niespójna, nielogiczna. Zdecydowanie nie polecam.










Miejsce 3
Seria Pandora English - Tara Moss
Seria na pewno dla młodszych czytelniczek, ja byłam nią bardzo rozczarowana. Historia pełna głupot i niespójności, słabo rozbudowana. Oprócz głównej bohaterki reszta postaci to statyści. Ogólnie w tej serii wszystko kuleje - fabuła, styl, jakikolwiek pomysł na książkę. Młodsze czytelniczki zasługują jednak na trochę więcej, tu autorka nie przyłożyła się zupełnie.






Miejsce 2
Magia ukryta w kamieniu - Katarzyna Grabowska

Ta książka zapowiadała się dobrze. Spodobał mi się styl pisania autorki, jego lekkość i jakaś taka swojskość. Niestety, im dalej tym było gorzej. Fantastyka to tematyka raczej nie dla niej. Główna bohaterka okazała się strasznie infantylna, jej zachowanie nielogiczne. Cały świat magiczny był nielogiczny, nic nie działo się tak jak powinno. Zrobiła się z tego bajeczka, w której nikt nie dba o wiarygodność. Niestety, ale ja nikomu tej książki nie polecę.









Miejsce 1
Szklany tron - Sarah J. Maas


To jest dla mnie absolutny fenomen i dowód na to, że ile czytelników, tyle gustów. Szklany tron to była dla mnie totalna pomyłka. Bohaterka tak głupia i chamska, że od początku życzyłam jej śmierci. Historia nudna i mało ambitna. Świat prawie zupełnie nieprzedstawiony, widać wyobraźnia autorki w tym kierunku nie poniosła. Pierwsza część jej megapopularnej serii o dworach też zrobiła na mnie bardzo słabe wrażenie. Tak więc dla jednych jej książki są wspaniałe, a dla mnie są okropne jak wyjątkowo słabe opowiadania szkolne.


 












czwartek, 15 listopada 2018

[33] Łukasz Orbitowski - Exodus


"Exodus" pozbawi was spokoju. Sprawi, że poczujecie dreszcz. Że poczujecie się nieswojo, ogarnie was niepokój. Nie jeden raz zechcecie zamknąć książkę, odłożyć ją i więcej do niej nie wracać. Bo nie spodoba wam się uczucie, które będzie towarzyszyło lekturze, bo stwierdzicie, że to zbyt brzydkie i zbyt smutne. Że po co się denerwować i smucić, skoro można poczytać coś radosnego. Ale książki Łukasza Orbitowskiego nie można ot tak sobie porzucić. Ona jest jak żywe stworzenie, które już od pierwszych stron wgryza się w umysł i serce, przypomina o sobie i dręczy, że jej zakończenie po prostu trzeba poznać. 



Jestem dumna, że mojemu rodakowi udało napisać się książkę, która tak silnie na mnie podziałała. Wciągnęła mnie historia Janka - jego młodości, szybkiego rodzicielstwa i wielkiej tragedii, która kazała mu uciekać przed siebie, nie ważne dokąd, byle tylko nie zostać w miejscu, nie dać się poznać. Wstrząsnął mną obraz świata, jaki przedstawia Orbitowski. Świata brudnego, podstępnego, chaotycznego, pełnego pułapek i zdrad, nieprzewidywalnego. Janek, pozbawiony bezpiecznej przystani, staje się podobny do liścia targanego wiatrem. Bez domu, pieniędzy, tożsamości - może dotrzeć wszędzie, ale zostać nigdzie. To postać bardzo złożona. Raz mu współczułam i litowałam się nad nim, a już za chwilę nienawidziłam i zło, które go spotykało, uznawałam jeszcze za niewystarczającą karę, taką okropną osobą mi się wydawał. 



Chciałoby się wierzyć, że książka jest przerysowana i że świat wcale tak nie wygląda, że nie jest taki zły. Ale, niestety - jest. Jest w nim bieda, przemoc, choroba, zawiść. Wystarczy opuścić swoje bezpieczne, ułożone życie i dać się prowadzić przypadkowi, żeby zetknąć się z brudem tego świata.

"Exodus" to książka naprawdę bardzo dobra. To nie tylko wciągająca historia, ciekawe i dobrze zbudowane postacie, ale przede wszystkim to świetny warsztat pisarski. Podczas czytania przenosimy się do innego wymiaru, z którego wracamy odmienieni. 

poniedziałek, 29 października 2018

[32] Katarzyna Grabowska - Magia ukryta w kamieniu

Temat magicznego portalu do innego świata jest tematem bardzo wdzięcznym i dającym ogromne pole do popisu dla autora. Który fan fantastyki nie marzył nigdy, że w magiczny sposób przenosi się do zaczarowanej krainy, w sam środek powieści? Ja sama często tak mam podczas czytania. I może dlatego dość łatwo jest mi się wczuć w książkę i identyfikować z postaciami, które przenoszą się do innego świata. W "Magii ukrytej w kamieniu" współczesność opuszcza Julia. Jest to młoda dziewczyna, bardzo skrupulatna i poukładana. Za kilka miesięcy rozpoczyna studia medyczne. i wydaje się, że to idealna droga życiowa dla niej. Dziewczyna lubi planować, zapisywać listy rzeczy do zrobienia, być zawsze na czas. Ma fioła na punkcie zegarów i kalendarzy - tych zegarów brakuje jej przez całą akcję książki. Splot wydarzeń doprowadza ją do polany w lesie, na której znajduje ogromny głaz. Jak się okazuje, kamień jest magiczny, i wystarczy tylko go dotknąć, by przenieść się do innego świata.



Tym innym światem jest Buria, kraina nie magiczna, ale bardzo przypominająca nasze średniowiecze. Są tam zamki, książęta i rycerze. Julia jest niespotykaną atrakcją, bo nie dość, że ubrana jest zupełnie inaczej niż burianki, to mówi dziwne rzeczy i ma ze sobą przedmioty, które wydają się działać za sprawą magii - telefon z aparatem fotograficznym, latarkę, zapałki. Na trakcie pod lasem spotyka grupkę konnych - i tu zaczyna się jej wielka przygoda, a także droga pełna ukrytych pułapek.

Zanim akcja przeniosła się do Burii, kilka pierwszych rozdziałów zostało poświęconych na wprowadzenie i przybliżenie postaci Julii oraz życia, jakie wiodła na Ziemi. Już po kilku stronach stwierdziłam, że to bohaterka jaką mogę polubić. Nie schematyczna, lekko dziwna, a jednak ciekawa. Interesująca była też postać jej babci i historia, którą ta opowiadała wnuczce. Później jednak Julię jakby podmienili. Zaczęła zachowywać się niemądrze, histerycznie, nieodpowiedzialnie.

Jej pierwszy kontakt z mieszkańcami zamku był zupełnie niezrozumiały dla mnie. Rycerze spotykają na drodze dziwną kobietę i dochodzą do wniosku, że to czarownica. Oczywiście chcą jej zabić, bo boją się jej czarów. Julia, żeby ratować życie, sama siebie nazywa dobrą czarodziejką, czyniącą dobro dla ludzi. W tym momencie byłam autentycznie zaskoczona, że dzielni rycerze nie posiekali jej na kawałki. Jaka była szansa, że czarownice są w Burii nielubiane, a czarodziejki już tak? Że w ogóle istnieje takie rozróżnienie. Nie wspominając już o tym, że totalną głupotą było powiedzenie, że zna się magię, gdy się jej nie zna, i wierzenie "że jakoś to będzie i nikt się nie połapie".



Drugim wielkim zgrzytem w charakterze Julii - i jednocześnie tym, co ostatecznie przesądziło, że jednak jej nie lubię, była ignorancja, z jaką podchodziła do kultury Burii, jej zwyczajów i praw. Dziewczyna u progu dorosłości, taka dojrzała i mądra, a nie potrafiła zrozumieć, że prawa i zwyczaje jej świata i jej kraju nie są jedynymi słusznymi. Postanowiła uświadomić władcy, że małżeństwa aranżowane bez miłości nie powinny mieć miejsca. Tak, miała rację. Ale jej przeświadczenie, że buriańczycy są ślepi i głupi, i że wystarczy, że ona im powie jak ma być, i już od razu przewartościują cały swój światopogląd. To samo dotyczyło zwyczaju zawierania tylko jednego ślubu w ciągu całego życia czy nawet formy, w jakiej mieszkańcy zamku, a więc lepiej urodzeni, powinni zwracać się do zwykłych mieszkańców podgrodzia. Jednym słowem z Julii wyszło potworne dziecko uważające się za osobę najmądrzejszą. Praktycznie w każdej sytuacji zachowywała się niemądrze i dziecinnie, co niezmiernie mnie irytowało. Ale... irytowała mnie jedna bohaterka. Przygody, które przeżywała, podobały mi się dużo bardziej i byłam naprawdę ciekawa jak dalej potoczy się historia. Ponieważ akcja książki przenosiła się z miejsca na miejsce, można było naprawdę poczuć niepowtarzalny klimat Burii, wraz z jej tajemnicami sprzed lat i niezwykłymi stworzeniami.



Książka nie była zła, ale nie była też do końca dobra. Być może dużo młodszy czytelnik ode mnie zakochałby się w opisie życia dworskiego, w różnorodności postaci, w intrygach medyka i miłosnym trójkącie Julii. Ale dla mnie wszystko ty było za mało rozbudowane, za mało szczegółów i dokładniejszych wyjaśnień, a tych naprawdę potrzebuje, kiedy czytam o fantastycznym świecie. Główna bohaterka, na której skupiła się cała akcja, była postacią ogromnie irytującą, i to jej kreacja odebrała mi ogromną część przyjemności z czytania książki. Trzynaście lat temu nie zwróciłabym uwagi na wiele szczegółów, które mi zgrzytały, a Julię wzięłabym za super dziewczynę, wzór do naśladowania. Mając 13 lat takie książki czytałam, takie uwielbiałam. Gdybym więc znała jakąś nastolatkę w tym wieku, na pewno podrzuciłabym jej tę książkę, bo wierzę, że to właśnie do takich czytelników powinna ona trafić. Czytelnik starszy jest bardziej krytyczny, bardziej wymagający, i dlatego nie dla niego będzie ta książka. 


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Videograf SA.



sobota, 6 października 2018

[31] Camilla Lackberg - Księżniczka z lodu

 O Camilli Lackberg słyszał chyba każdy. To jedna z najpopularniejszych skandynawskich autorek kryminałów, jej nazwisko i tytuły nowo wydanych książek ciągle gdzieś mi się obijały o uszy. Teraz w końcu przeczytałam coś jej pióra i mogę ocenić, czy jej styl mi się podoba czy też nie. Na pierwszy ogień poszła pierwsza część Sagi o Fjallbace, a więc "Księżniczka z lodu". 



Tytułową księżniczką jest Alex, zamordowana we własnym domu i znaleziona kilka dni później w wannie pełnej lodu. Alex już za życia była lodową dziewczyną, do której myśli i uczuć nikt nie miał dostępu. Rodzice, mąż i przyjaciółka opowiadają o swoim życiu z Alex jej dawnej przyjaciółce, Erice, która ma napisać o niej pośmiertny artykuł do miejscowej gazety. Przed kobietą wyłania się obraz osoby samotnej, nieszczęśliwej, przytłoczonej jakąś straszną tajemnicą. Do tego wracają do niej własne wspomnienia z dawnych czasów szkolnych i nagłej wyprowadzki Alex z rodziną z Fjallbacki.  



W książce toczą się dwa osobne śledztwa. Erika próbuje poznać prawdę o Alex, zależy jej na tym, by ją zrozumieć. Dawno temu były najlepszymi przyjaciółkami, później ich losy jednak się rozeszły i kobiety powtórnie spotkały się dopiero wtedy, kiedy jedna z nich już nie żyła. Drugie śledztwo prowadzi miejscowy policjant, Patrik. Dzięki wskazówkom Eriki udaje mu się w końcu trafić na właściwy trop. Wytrwale za nim podąża i nie boi się zadawać trudnych pytań najbliższym zmarłej. Bo okazuje się, że to oni mają klucz do rozwiązania zagadki śmierci Alex. 



 Bardzo lubię wątki starych tajemnic dotyczących całych rodzin, ukrywanych przez ich członków. Sekretów potwornych, takich, które powoli niszczą rodzinę i w końcu muszą zostać odkryte. I tu właśnie taki mamy sekret. Camilla Lackberg powoli odkrywa historię Alex, to, jakie tajemnice miała przed najbliższymi tuż przed śmiercią, oraz wydarzenia, które zdarzyły się bardzo dawno temu. Niejako nas na nie naprowadza, tak że większości można się z czasem samemu domyślić. Rozwiązanie zagadki nie jest zaskakujące, nie jest nagłe i niespodziewane. Na początku książki, kiedy nie wiemy jeszcze nic, jest tylko jedną z tysięcy możliwości, na którą trudno wpaść. Im więcej jednak sekretów Alex i jej rodziny jest odkrywanych, tym łatwiej jest nam wyobrazić sobie w którą stronę zmierza historia. Zupełnie jednak nie pozbawia nas to przyjemności z czytania. 



Camilla Lackberg stworzyła wciągającą historię, wstrząsającą i smutną. Bohaterowie wydawali się żywi - mieli swoje wady i zalety, nie byli idealni, po prostu ludzcy. Z wielką przyjemnością przeczytam kolejne części sagi. Tak więc po lekturze pierwszej książki autorki fanką jej twórczości jeszcze się nazwać nie mogę, ale z pewnością jestem nią zainteresowana.

czwartek, 20 września 2018

[30] Łucja Wilewska - Ważki na kostce lodu

Życie pisze różne scenariusze. Czasami wszystko układa się tak źle, że wydaje się, że na świecie nie ma już dobra, radości, spokoju i bezpieczeństwa. Żadnej nadziei na lepszy los. Że trzeba cierpliwie znosić to, co się trafiło, i bez narzekania czekać już tylko na śmierć. Marta wydaje się właśnie na to czekać. Potulnie znosi wszystkie upokorzenia, stara się zadowolić okrutnego męża, który nigdy nie ma dla niej dobrego słowa. Wmawia sobie, że nawet najgorsza rodzina jest dla dzieci lepsza niż żadna. Że nie ważne, jacy są rodzice - dla siebie nawzajem, dla dzieci, grunt, żeby nie było rozstania i rozwodu. Marta sama żyła w takiej rodzinie. Widziała, jak jej matka każdego dnia cierpiała z powodu alkoholizmu i agresji męża, znosiła to jednak cierpliwie aż do dnia jego zaginięcia. Teraz jej córka stara się ją naśladować. 



Chociaż nie mogłam się identyfikować z główną bohaterką, to jednak bardzo starałam się ją zrozumieć. Jest ona moją równolatką, a miała tak diametralnie różne ode mnie życie i spojrzenie na świat, że na początku wydawało mi się to zupełnie nierealne. No bo jak można uważać, że warto trwać w związku, który już dawno temu powinien się rozpaść? W jaki sposób godzenie się na upokorzenia i okrucieństwa ma pomóc dzieciom? Trochę to trwało, zanim zaczęłam rozumieć co dzieje się w głowie Marty, a dzieje się dużo.

Marta jest przede wszystkim bardzo młodą matką. To dziewczyna, która za szybko starała się dorosnąć, która sama pozbawiła się wielu radości życia, możliwości próbowania i popełniania błędów. Myślała, że spełnia swoje marzenia, a tak naprawdę sama wpakowała się w pułapkę. Pozbawiona wsparcia ze strony bliskich, żyła w ciągłym strachu. Była za słaba i za mało odważna, żeby próbować coś zmienić. Nie myślała o sobie, tylko o swoich córkach, ich dobro było dla niej najważniejsze. Potrzebowała dopiero bardzo silnego bodźca, żeby się otrząsnąć, i pomimo swoich lęków zawalczyć o szczęście dla siebie. Powoli zaczęła też rozumieć, że jej córki będą wtedy szczęśliwe, kiedy szczęśliwa będzie ich matka. 



Książka, mimo że opisuje bardzo emocjonujące wydarzenia, ponieważ mamy i przemoc psychiczną, i fizyczną, ale również wielką miłość i ponowne odkrywanie radości z życia, to jednak mnie nie poruszyła. Historia była ciekawa, dużo zyskała poprzez wprowadzenie wątku zaginionego ojca Marty i tajemnicy sprzed lat, zabrakło mi jednak w niej jakiejś głębi. Nie przeżywałam jej tak, jak mogłam, biorąc pod uwagę rodzaj opisywanej historii. Dla mnie jednak zawiła fabuła pełna tajemnic, nagłych zwrotów akcji i ciekawych bohaterów jest dużo ważniejsza niż to, czy popłaczę się na smutnej scenie. Ja więc za to książki nie skreślam, jednak fani poruszających powieści mogą być zawiedzeni. Tu jest to wszystko za suche, za bardzo pobieżnie opisane. 

Plusem książki są żywi bohaterowie - Marta to postać naprawdę skomplikowana o rozbudowanej charakterystyce. Równie mocno dopracowana jest historia jej życia. Jej dzieciństwo i wczesna młodość na wsi, początki życia w Krakowie, plany na przyszłość. W książce jest całe mnóstwo szczegółów, przez co Marta i jej historia zyskują na autentyczności. Żeby jednak nie było za kolorowo, muszę wytknąć to, co mi się w książce nie podobało, i to bardzo. Mianowicie wątek paranormalny. Duchy, intuicja, jakieś dziwne znaki i uczucia, którym ulegali bohaterowie - zupełnie tego nie kupuję. Ani nie pasowało to do reszty historii, ani nie było dobrze opisane. Wątek ten wkradł się do treści w mojej opinii zupełnie niepotrzebnie. Psuł mi fabułę. A ja przecież uwielbiam fantastykę, horrory i wszelkie wątki paranormalne. Ale... w książkach o takiej tematyce. Według mnie, powieści obyczajowej pasuje to jak przysłowiowej świni siodło. 



"Ważki na kostce lodu" to dobra, kobieca lektura. Nie trzeba nad nią rozmyślać, można się odprężyć, ale też wynieść z niej coś dobrego. Marta to bohaterka, która może natchnąć niejedną kobietę do zmian, do wzięcia swojego losu we własne ręce. A przede wszystkim do otwarcia oczu, wybudzenia się ze snu, porzucenia starych nawyków i dawno temu wpojonych prawd - przez rodziców, przez społeczność, w której się dorastało, przez religię. Do ponownego przeanalizowania swojego życia i chłodnego spojrzenia na sytuację. 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwom Videograf SA




poniedziałek, 17 września 2018

[29] Philippa Gregory - Czerwona królowa

Philippa Gregory to autorka, która dla mnie mogłaby pisać podręczniki do historii. Jej pierwszą książką, jaką przeczytałam, była "Czarownica" - książka na tyle sugestywnie napisana, że miałam przez nią kilka koszmarów. Później przeczytałam "Dziedzictwo" - historię demonicznej Beatrice, dziewczyny mądrej, sprytnej i niewyobrażanie złej. A później odkryłam książki historyczne pani Gregory, i przepadłam na dobre.



"Czerwona Królowa" jest drugim tomem serii "Wojna Dwóch Róż". Choć spotkałam się i z wersją, że to tom czwarty lub trzeci. Opisuje ona wydarzenie mające miejsce w trzech innych tomach, jednak z punktu widzenia innej bohaterki. Tu o wojnie dwóch róż opowiada Małgorzata Beaufort, matka przyszłego króla Henryka. Poznajemy ją jako małą dziewczynkę, zawsze wierzącą w swoje powołanie i silną więź z Bogiem. Jej marzeniem było wstąpić do klasztoru i zostać świętą, matka jednak wydała ją bardzo szybko za mąż. Małgorzata była kuzynką króla Lancastera, i temu rodowi pozostała do końca wierna. Jako dorosła kobieta spiskowała, szukała sojuszników i opłacała działania zbrojne. Wierzyła w swoją sprawę, była pewna, że Yorkowie to uzurpatorzy i nie mogą dalej rządzić Anglią, że muszą zwolnić tron dla jej syna.



Małgorzata to postać irytująca. To kobieta wręcz nawiedzona, mająca obsesję na punkcie swojej rodziny i planów, jakie według niej ma wobec niej Bóg. Czasami trudno było mi nie denerwować się na jej jawną głupotę, kiedy z uporem maniaka ignorowała prawdę. Nie potrafiła docenić pokoju i dobrobytu, jaki zapanował w kraju pod rządami Yorka, bo cały czas myślała tylko o tym, jak może pomóc w pokonaniu go. Jej upór i determinacja byłyby godne pochwały, gdyby dotyczyły innej sprawy. Małgorzata i jej sojusznicy nie pozwalali wojnie się skończyć, podburzali i atakowali. Nie po to, żeby poprawić sytuację w kraju ale po to, żeby ich było na wierzchu.



"Czerwona królowa" opisuje prawdziwą historię, prawdziwy konflikt. To nie fantastyka, w której mamy Zło, które trzeba pokonać, z góry wiadomo kto jest dobry a kto zły i kto ma rację. Tutaj rację miały obydwie strony, a może nie miała jej żadna. Można polubić Małgorzatę i jej kibicować, albo uznać jej argumenty i marzenia za głupie, i sympatią obdarzyć jej przeciwników. Ja jej nie polubiłam, a książka i tak dostarczyła mi dużo rozrywki. Philippa Gregory pisze naprawdę dobrze. Zachowuje idealną proporcję pomiędzy dialogami a opisami.W plastyczny sposób opisuje wydarzenia, które wielu mogłoby uznać wręcz za nudne.Nie wiem, czy jest to książka dla każdego. Ja książki historyczne bardzo lubię, więc czytało mi się bardzo dobrze. Dla kogoś jednak, kto historii nie lubi i woli czytać książki, których akcja osadzona jest w teraźniejszości, na pewno nie będzie dobrym wyborem. Bo mimo, że napisana w bardzo ciekawy sposób, opisuje po prostu historię, która się kiedyś wydarzyła. Bez zbędnych ubarwień, dodatków w postaci magicznych istot czy romansów wymyślonych postaci.




niedziela, 2 września 2018

[28] Anna Kapczyńska - Zjeżona

Słabych bohaterek nie lubię. Kobiet popychadeł, szarych myszek, naiwnych i ślepych na niesprawiedliwość, jaka je spotyka. Nie lubię się nad takimi litować i nudzi mnie książka, w której pojawia się książę na białym koniu, który nagle takie ofiary losu ratuje. Nie wierzę w to, że wszechświat nagle się zatrzyma i ruszy w drugą stronę po to tylko, żeby tej biednej kobietce było lepiej. Bo tak nie będzie. Takie naiwne głupoty akceptuję w baśniach, nich sobie dzieci wierzą, że od siedzenia cicho w kącie zostaje się królową.


Zaczynając czytać "Zjeżoną" obawiałam się, że Henia będzie właśnie taką bezwolną kobietką, dla której dobrze jest tak jak jest, mimo że nie jest dobrze. Że będzie tylko siedzieć i czekać, aż zdarzy się COŚ. Na szczęście to zupełnie inny typ bohaterki. Henia ma naprawdę okropne życie. Tak okropne, że nie wiem jak mogła wytrzymać w takim układzie aż do swoich trzydziestych czwartych urodzin. Mieszka z rodzicami, którzy kontrolują ją, jakby nadal była dzieckiem a nie dorosłą kobietę. Od trzynastu lat jest w związku z nudnym jak flaki z olejem facetem, dla którego całym światem jest jego babcia. Wszystkie życiowe decyzje podejmują za nią inni. Jej najbliżsi nie rozumieją, że nie mają prawa rządzić jej życiem, a Heni brakuje sił, by się zbuntować. Mimo że wie, co jej nie pasuje, mimo że wie, czego by chciała. Tymczasem lata mijają, życie innych ludzi toczy się obok, a Henia dalej czeka i pozwala rządzić sobą innym.

Do momentu, aż trafia się okazja do buntu, Henia wyprowadza się od rodziców. I tym sposobem zaczyna się jej coraz szybsza przemiana. Kobieta nagle może zacząć żyć jak osoba dorosła, może robić ze swoim czasem co się jej podoba. Zaczyna odkrywać Poznań, poznając go na nowo. Zaczyna doświadczać nowych rzeczy, dowiadywać się o samej sobie co lubi, a czego nie lubi. Nabiera sił by nareszcie stać się niezależną.


Henia okazała się przesympatyczną bohaterką. Trochę nieporadną, stale pakującą się w dziwne i pogmatwane historie, ale przez to w książce mnóstwo było zabawnych momentów. Nawet te najbardziej irytujące, kiedy to Henia bezwolnie poddawała się woli swojego nudnego chłopaka, nie mającego dla niej za grosz szacunku, potrafiły zamienić się w zabawne scenki, kiedy to kobieta coraz śmielej zaczynała drwić z jego wad i mu się przeciwstawiać. Jej końcowa przemiana była ogromna, ale przez to, że zachodziła małymi kroczkami, bardzo wiarygodna. "Zjeżona" pokazuje, że w każdym momencie i w każdym wieku można wreszcie wziąć swoje życie we własne ręce i zacząć żyć po swojemu tak, żeby nie żałować żadnego dnia. Heni się to udaje, znajduje w sobie siłę i odwagę. Ale, żeby nie było, nie było buntu totalnego. Kobieta nie uciekła od swojego życia, zaczynając wszystko od nowa w nowym miejscu, wśród obcych ludzi. Ona po prostu nareszcie dorosła i pomogła swoim bliskim dostrzec, jaką osobą jest naprawdę i czego od nich oczekuje. To była bardzo mądra przemiana, która być może kogoś zainspiruje do szczerej rozmowy z bliskimi, którzy czasami woleliby ważne decyzje podejmować za nas. 


"Zjeżona" to przesympatyczna książka. Czyta się ją lekko, ale niezwykle szybko. Odkąd zaczęłam pracować od godziny 7 rano, coraz rzadziej zdarza mi się zarwać noc z powodu książki, nawet w weekend. "Zjeżoną" jednak musiałam dokończyć od razu, a nie czekać do następnego dnia. Książka nie jest emocjonalnym rollercoasterem, nie porusza bardzo trudnych, życiowych tematów. A mimo to niesie dużą dawkę emocji, można się przy niej pośmiać ale też i podenerwować na najbardziej irytujących bohaterów. Skłania tez do przemyśleń. Myślę, że w niektórych momentach każda z nas jest taką Henią - dla świętego spokoju ustępujemy, robimy tak jak wymagają od nas inni, mimo że takie zachowanie sprawia nam przykrość, smuci nas, odbiera szansę na bycie szczęśliwą. Bo tak łatwiej, nie trzeba się starać. Obiecujemy sobie, że następnym razem zrobimy po swojemu. I pewnie tak robimy - mam taką nadzieję! Ale im częściej ustępujemy, tym bardziej przyzwyczajamy ludzi, że nie mamy własnego zdania, że nie potrafimy decydować o sobie, że nami wręcz TRZEBA kierować - oczywiście, "dla naszego dobra". Po lekturze "Zjeżonej" chyba większą wagę będę przywiązywała do sytuacji, kiedy mam ochotę oddać własny los w ręce innych, choćby na chwilkę. Bo w ekstremalnych sytuacjach może się to skończyć naprawdę źle. 

"Zjeżoną" polecam wszystkim fankom kobiecej literatury, w której zahukane brzydkie kaczątko staje się silnym i pięknym łabędziem, oraz mieszkankom Poznania. Rozpoznacie wiele znanych wam miejsc i na pewno lepiej niż ja wczujecie się w klimat poznańskich dzielnic. 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwom Videograf SA


niedziela, 26 sierpnia 2018

[27] Mario Puzo - Rodzina Borgiów

Historia Kościoła  to bardzo wdzięczny temat dla tych, którzy lubią pisać historie wstrząsające, oburzające, takie, które czyta się z wypiekami na twarzy. Mimo że niektóre szokujące zachowania z przeszłości są nam już dobrze znane i w jakiś sposób "przyswojone", to te związane z Kościołem dalej są odbierane jako te bardziej niemoralne i złe, zapewne ze względu na kontrast z naukami Kościoła. Historia rodziny Borgiów opisana przez Mario Puzo, jest historią opartą na faktach. Taka rodzina żyła naprawdę, takie też historie o nich opowiadali im współcześni. Ile w nich prawdy? Tego już się nie dowiemy. 


Głową rodziny Borgiów jest Rodrigo Borgia, bogaty kardynał, ojciec wielu dzieci i kochanek jeszcze większej ilości kobiet. Jest to człowiek bardzo ambitny, oddany swojej rodzinie. W sposób pozbawiony skrupułów intryguje najpierw by zostać papieżem - co mu się udaje, później, by dzięki swojemu synowi zjednoczyć całą Italię, wtedy jeszcze podzieloną na księstwa. Jeśliby przymknąć oczy na fakt posiadania przez papieża kochanek i publicznie uznanych dzieci - co było jednak normą wśród wysoko postawionych ojców kościoła, Rodrigo jest postacią, której motywy można zrozumieć i nie potępiać go. Fakt, przekupywał, groził, szantażował, decydował o losie swoich dzieci wręcz sprzedając je dla dobra swoich planów. Finansował kampanie wojenne, w wyniku których mordowano bezbronnych mieszczan i wieśniaków, palono miasta i niszczono plony, ale... kiedyś tak się realizowało swoje plany. Rodrigo Borgia chciał połączyć księstwa Italii w jedno królestwo, którym sam by rządził jako papież, a następnie przekazał swojemu synowi, Cezarowi, który miałby po nim zostać następnym papieżem. Cel sam w sobie nie był zły. Należy też pamiętam o tym, że nie przyszedł on do głowy papieżowi, a człowiekowi, który został papieżem po to, by go zrealizować.



W książce przedstawiono szczegółowo losy czwórki dzieci Rogrigo Borgia: Cezara, Juana, Lukrecji i Jofre. Najstarszy z nich, Cezar, był kluczem do spełnienia ambicji ojca. Był to chłopak nawykły do tego, że inni są mu posłuszni, że dzięki pieniądzom ojca może dostać wszystko. Że ludzie go uwielbiają i dzięki ich miłości wszystko przychodzi mu z łatwością. Z trzech synów papieża Cezar wydał mi się najlepszym człowiekiem. Przede wszystkim była to postać bardzo prosta: nie knuł, nie mydlił oczu. Jeśli miał do kogoś żal, wyzywał go na pojedynek i się z nim rozprawiał. Nie był tchórzem, który robiłby cokolwiek po kryjomu. Bywał okrutny i mściwy, zwłaszcza na wojnie. Ale gdyby nie jeden ogromny grzech, który mu ciążył, uznałabym go za postać pozytywną.

Juana i Jofre odebrałam jako dwóch tchórzy i mięczaków, którzy dzięki pieniądzom ojca stali się zwykłymi mendami. Nie potrafili niczym się zająć, żadnej pracy doprowadzić do końca. Byli wiecznymi dziećmi, które potrafią tylko żądać i nic nie dawać w zamian. Nawet Jofre, który z pozoru był niewinnym i dobrym dzieckiem, był małym potworkiem. Człowiekiem słabym i ulegającym uczuciom, pod wpływem których robił naprawdę potworne rzeczy.



Lukrecja miała ogromnego pecha, że urodziła się córką swojego ojca. On to popchnął ją do zrobienia jedynej złej rzeczy, jaka plamiła jej życiorys. Poza tym była to dziewczyna pełna ciepła, miłosierdzia oraz siły, która pozwoliła jej przeciwstawić się ojcu. Lukrecja bardzo kochała swoją rodzinę, była zdolna do prawdziwej miłości. Kiedy przejrzała na oczy i zobaczyła, jak okrutni potrafią być jej ojciec i najstarszy brat, skryła się przed nimi w klasztorze, ponieważ nie mogła znieść tego, że jej najbliżsi mogą postępować w ten sposób. Wtedy też jawnie zbuntowała się przeciwko ojcu, którego tak wielu się bało.



"Rodzina Borgiów" to historia rodziny, która przez historyków została uznana za pierwszą włoską mafię. Znajdziemy w niej momenty zwykłego, rodzinnego szczęścia, wielkich przełomów, niezgody i okrucieństwa. Jej bohaterów będziemy na przemian nienawidzić i żałować, będziemy im kibicować lub życzyć klęski. Mario Puzo udało się stworzyć postaci z krwi i kości, pełnych wad i zalet, zwykłych ludzkich sprzeczności. Postaci, które się wahają, które potrzebują rady i wsparcia. Ludzi ślepo podążających w jednym kierunku, by na koniec dostrzec, że całe życie postępowali niewłaściwie. Historię Borgiów można znać, a i tak cieszyć się lekturą książki.

środa, 22 sierpnia 2018

[26] Joshilyn Jackson - Bogowie Alabamy



Arlene jest dziewczyną z małego miasteczka w Alabamie, której udało się wyrwać z prowincji, przenieść do wielkiego miasta i tam urządzić sobie życie. Od dziesięciu lat nie opuszcza Chicago i uparcie odmawia powrotu do domu rodzinnego, bo taka była umowa z Bogiem. Arlene zrobiła kiedyś coś bardzo złego. Obiecała wtedy Bogu, że nigdy więcej nie wróci do Alabamy, nie skłamie i nie będzie uprawiała sexu do ślubu. On w zamian miał pomóc jej uniknąć kary. Kiedy jednak do Chicago przyjeżdża szkolna znajoma, która szuka Arlene i zadaje jej niewygodne pytania, dziewczyna jest pewna, że Bóg zaczyna wycofywać się z umowy. Wraca do Alabamy by spróbować ratować sytuację oraz, przede wszystkim, swoją kuzynkę.


Czy "Bogowie Alabamy" to kryminał? Nie, na Arlene czyha tylko przeszłość. Zdarzenia mające miejsce ponad dziesięć lat wcześniej wpłynęły na nią bardzo mocno i to one w dużej mierze ukształtowały jej charakter. Arlene kocha swoją rodzinę: ciotkę, która zajęła się nią i jej chorą psychicznie matką, kuzynkę, która była dla niej jak siostra i która jest chodzącą dobrocią. Zawsze potrafiła docenić pomoc, którą jej zaoferowały i starała się jak najbardziej odwdzięczyć za nią. Mimo że była młodsza, zwyczajnie mniejsza i słabsza, wbiła sobie do głowy, że to ona musi być obrończynią, ona musi stać się ofiarą, żeby jej kuzynka mogła być bezpieczna.


 Jeszcze zanim zrobiła coś, przez co musiała uciekać z Alabamy, Arlene przeżyła inne traumatyczne wydarzenie, które prześladowało ją jeszcze bardziej niż to, co zrobiła później. Kiedy jako dorosła kobieta wraca do miejsc z czasów dorastania, wracają wszystkie wspomnienia. W książce przeplatają się wydarzenia teraźniejsze i przeszłe. Arlene opowiada o swoim wczesnym dzieciństwie, o przeprowadzce do domu ciotki i jej męża, o swojej pierwszej wielkiej miłości i wielkiej tragedii. Dziewczyna jest bardzo uczuciowa i wrażliwa, bardzo mocno odbiera otaczający ją świat. Momentami aż za mocno. 


Przeżyta trauma przejawia się w jej odrobinę histerycznym i nieracjonalnym zachowaniu. To postać specyficzna, którą jednak da się bardzo mocno polubić. Jej historia napisana jest w sposób idealnie wyważony - tak, aby zainteresować czytelnika, ale nie zdradzić od razu wszystkiego. Książkę czytało mi się naprawdę szybko i trudno było mi się oderwać, a zazwyczaj łatwo się rozpraszam i odrywam od lektury. "Bogowie Alabamy" mają niepowtarzalną atmosferę amerykańskiego miasteczka. To historia o dorastaniu dwóch nastolatek, na próżno tam jednak szukać oklepanych motywów z amerykańskiej masówki. To coś innego i prawdziwszego. Cieszę się, że ta książka wpadła w ręce, i to nie w żadnej księgarni, a w Kauflandzie. 

sobota, 28 lipca 2018

[25] C.W. Gortner - Ostatnia królowa



O historii Hiszpanii wiem bardzo mało, mało też znajduję jej w czytanych książkach czy oglądanych filmach i serialach. Jakiś czas temu na moją listę książek do przeczytania trafiła historia infantki Joanny Szalonej. Kobiety, która była postacią mającą wielki wpływ na historię swojego kraju, postaci tragicznej i mocno obecnej w kulturze hiszpańskiej. Jej życie było jednym pasmem zdrad i walk z najbliższymi jej ludźmi. Ale od początku...

"Ostatnia królowa" to powieść napisana naprawdę w świetnym stylu. Opisuje wydarzenia rzeczywiste, nie jest to jednak mdłość niektórych książek historycznych, żadne suche fakty ale naprawdę trzymająca w napięciu historia. Książka nie opisuje całego życia Joanny. Rozpoczyna się w momencie, kiedy infantka jest nastolatką, i towarzyszy jej przez całe życie dorosłe aż do momentu uwięzienia około dwadzieścia lat później. Opisuje jej małżeństwo z Filipem Pięknym, życie we Flandrii, śmierć matki i starszego rodzeństwa, które otwarło jej drogę do tronu zjednoczonej przez rodziców Hiszpanii. Jej niezłomną wolę, by kontynuować dzieło matki, jej walkę z kiedyś ukochanym mężem i jego doradcami, a także swoimi rodakami, którzy na tronie woleliby widzieć marionetkę niż kolejną silną kobietę.



Czytam dużo książek o prawdziwych królowych i już przyzwyczaiłam się, że tym kobietom nigdy nie było łatwo, nigdy nie były w pełni szczęśliwe. Dlatego też zaczynając czytać historię Joanny Kastylijskiej zdziwiłam się,  jak dobrze jej się układa. Wprawdzie musiała opuścić swój rodzinny kraj i rodzinę, ale zamieszkała w naprawdę pięknej i bogatej krainie, poślubiła mężczyznę w swoim wieku, w którym z wzajemnością się zakochała. Urodziła dzieci, w tym następcę tronu, jako królowa spełniła więc swój obowiązek i nie musiała obawiać się, że mąż zechce się jej pozbyć. Jak się jednak okazało, szczęście szybko się od niej odwróciło.



Przez historię Joanna została nazwana Szaloną. Została odsunięta od władzy i uwięziona, a jednak odniosła zwycięstwo. Czytają o jej losach niejednokrotnie chciało mi się płakać. Joanna była królewską córką, żoną spadkobiercy cesarstwa Habsburgów oraz następczynią tronu Kastylii i Aragonii, a jednak była najbardziej bezbronną z postaci występujących w książce. Historia Joanny jest naprawdę tragiczna, istny wyciskacz łez. Nie znając historii tej królowej miałam nadzieję na szczęśliwe zakończenie, i naprawdę jej tego życzyłam. Autor z Joanny stworzył bohaterkę, którą naprawdę da się lubić i kibicować jej. Jest odważna, silna, pełna empatii, mądra. To postać bardzo rzeczywista. Zdarzało jej się popełniać błędy, ulegać emocjom, zachwiać przy wielu klęskach, które poniosła.



Joanna Kastylijska to postać mało znana, ale bardzo ciekawa. Książkę o jej losach czyta się naprawdę przyjemnie, mimo że jest taka smutna. Zdecydowanie polecam.

czwartek, 19 lipca 2018

[24] Tomasz Mróz - Dziecięce zabawy


Nie jestem fanką kryminałów. Bardzo je lubię, zawsze uda im się mnie zaskoczyć i przykuć moją uwagę, ale nie jestem ich znawczynią, nie kolekcjonuję ich serii, nie znam wszystkich nowości. Dla mnie kryminały to taki pewniak - na pewno się wciągnę. Kilkadziesiąt kryminałów w życiu już przeczytałam, i tylko na jednym się tak naprawdę bardzo bardzo zawiodłam.

16 maja miała premierę najnowsza książka Tomasza Mroza. Jego twórczości nie znam, stylu również, i trudno było mi się na początku przyzwyczaić. Bo autor nie pisze typowych kryminałów w typowy sposób. Jego postacie są groteskowe - przeważnie to w jakiś sposób nieudacznicy, ofiary losu, łamagi i idioci, którzy mają całe mnóstwo słabości.

Główny bohater, komisarz Przytuła, to stereotypowy policjant z małego polskiego miasteczka. Nie grzeszący rozumem, starszy, samotny pan z nadwagą, nie nadający się do pościgów ani ryzykownych akcji. Mający zamiłowanie do alkoholu, młodszych od siebie kobiet i chodzenia na skróty w każdej możliwej sytuacji. Jest to jednocześnie postać dobroduszna - ciapowata, ale o wielkim sercu. Przytule zdarza się zrezygnować z własnego komfortu i narazić na niewygody, by komuś pomóc czy popchnąć prowadzone śledztwo do przodu.  

Wszyscy przedstawiciele policji występujący w książce są postaciami komicznymi. Wiecznie migający się od pracy Wróżka, nadgorliwy Mierczak, głupawy Edek a nawet mściwa Jadwiga. Ich wspólne przekomarzanki oraz próby sił rozładowują atmosferę i wywołują uśmiech na twarzy. Przez pierwsze 50 stron strasznie irytowały mnie ich charaktery. Byłam trochę nawet zła na autora, że zrobił z nich, a zwłaszcza z Przytuły, jakiegoś żałosnego głupca, dla mnie postać zupełnie nierealną i przesadzoną. Za żadne skarby nie mogłam sobie wyobrazić, jak też ta oferma rozwiąże zagadkę morderstwa. Z czasem jednak Przytuła pokazał swoje zalety - dobre serce, zawodową intuicję, kreatywność oraz ogrom szczęścia. Czasami pewne odpowiedzi trafiały mu się jak przysłowiowej ślepej kurze ziarno, ale to jego szczęście nie drażniło mnie, jego ilość była mimo wszystko do zaakceptowania.

Akcja w książce toczy się dwutorowo. Mamy teraźniejszość, w której naśladowca seryjnego mordercy sprzed lat powtarza jego zbrodnie, dokonując ich praktycznie w identyczny sposób jak dawno nieżyjący Wampir z Kopalni. Mamy też przeszłość, rok 1967, rok działalności pierwszego mordercy w miasteczku. Poznajemy jedenastoletnich chłopców i historię tajemniczego skarbu z ich punktu widzenia. Akcja przenosi się w czasie co kilka rozdziałów, a wydarzenia z przeszłości pozwalają czytelnikowi zrozumieć teraźniejszość i rozwikłać zagadkę. Potwierdzają też część domysłów Przytuły. 

Sprawa morderstwa od początku wydawała się prosta i błaha. Dopiero z czasem akcja zaczęła się zapętlać a intryga robić coraz bardziej interesująca. Ilość zamieszanych w nią postaci rosła, zaczęły pojawiać się kolejne tajemnice i kłamstwa. Koniec końców historia okazała się naprawdę mocno rozbudowana, odpowiednio skomplikowana i tajemnicza. 

Jedynym zgrzytem w książce były dla mnie elementy fantastyki. Dokładnie dwa elementy. Zwłaszcza jeden z nich miał duży wpływ na wydarzenia opisane w książce. Dla mnie to już było za dużo i zupełnie mi tam nie pasowało. Przy pierwszym takim zgrzycie myślałam, że autor wytłumaczy to pijaństwem i zwidami Przytuły. Ale kiedy magia wkradła się do książki po raz drugi, wiadomo było, że to żadne przywidzenie bohaterów. 


"Dziecięce zabawy" to naprawdę dobra książka. Mamy w niej skomplikowaną i ciekawą fabułę, nieszablonowe postaci, oraz całe mnóstwo humoru. Czytając książkę można się pośmiać z wielu ludzkich przywar: zazdrości, lenistwa, pijaństwa, chciwości, lizusostwa. Te cechy są w książce mocno wyolbrzymione i przez to postacie wydają się odrealnione. Dlatego ja w klimat książki musiałam się wczuć, choć pewnie duże znaczenie miał tu fakt, że nastawiłam się na zupełnie inną lekturę. To, co na początku wydawało mi się książką nudną i irytującą, żal było mi kończyć, tak się wciągnęłam. I powiem wam, że z chęcią poczytałabym o dalszych przygodach Przytuły, Mierczaka, Wróżki i Edka.  

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwom Videograf SA