Skończyłam. Dałam radę przeczytać, chociaż tortura to była ogromna. Może gdzieś tam trochę nostalgii poczułam, bo przypomniały mi się czasy gimnazjum, kiedy na blog.onet czytałam takie opowiadania. Wtedy mi się podobały, nie widziałam w nich nic niedorzecznego. Traciłam na czytanie ich długie godziny, psułam wzrok przed ekranem monitora. Ale nawet wtedy, tamtemu dziecku, nie przyszłoby do głowy, że ta pisanina nadaje się na książkę. Czytałam książki, czytałam opowiadania na blogach - i widziałam tę ogromną różnicę, tę przepaść. Dlaczego osoby dorosłe, odpowiedzialne za przyjmowanie materiałów w wydawnictwie tego nie zauważyły? Mocno mnie to wkurza, bo ktoś zawiódł moje zaufanie. Jako czytelnik ufam osobom pracującym w wydawnictwach, wierzę że znają się na swojej pracy i efekt ich pracy może mnie zachwycić, jeśli trafi w mój gust czytelniczy, lub też nie, jeśli tematyka będzie nie moja. Ale kupując książkę chciałabym dostać książkę, a nie pisaninę nastolatki oprawioną w okładkę i dumnie nazwaną książką.
Fallen Crest. Akademia to nie jest książka. Tam nie ma fabuły. Zakończenie mogłoby nastąpić w dowolnym momencie i nie widać byłoby różnicy. Bohaterowie nie różnią się między sobą - wszyscy są jednocześnie idiotyczni. Nawet nie dziecinni - oni są po prostu idiotami, zwłaszcza dziewczyny. Wytrzeszczają oczy, piszczą, zakrywają usta dłonią - cały czas, w reakcji na każdą sytuację, na każde słowo, na każde spojrzenie. Chłopcy? Opętani seksem i mający się za bogów. Nielogiczni. Pozbawieni uczuć. Miałcy. Piją, śmieją się jak hieny (porównanie wymyślone przez autorkę), podtrzymują wiszące na nich dziewczyny, albo zaciskają pięści. W książce są też dorośli - ale jacy to dorośli. Zupełnie nowy gatunek. Jeszcze bardziej niepoczytalni od swoich dzieci.
Ogólnie w książce dużo się mówi, mało robi. Jeśli jednak myślicie, że są to jakieś długie wywody, które wam wszystko wyjaśnią i rozjaśnią, to jesteście w błędzie. Dialogi składają się z wielu króciutkich zdań. Nie mają prawie żadnego sensu ani wpływu na fabułę. Nie dotyczą rzeczy naprawdę istotnych. Głowna bohaterka, Sam, wyprowadza się razem z matką do jej nowego faceta. Czy porozmawiała z nią o tym? Czy porozmawiała ze swoim ojcem, dlaczego musi się wyprowadzić z matką? Czy poznała nowego oczyma? Nie. Bo po co, kogo by coś takiego zainteresowało? Za to przez pół książki śledzimy rozmowy typu: och, dziewczyna X słyszała, że chłopak Y chce cię zaprosić na randkę; chłopak Z pytał mnie co u ciebie; bracia Kade są tacy super, super byłoby ich znać; Jessica cię nienawidzi bo na nią spojrzałaś, Miranda cię nienawidzi, bo na nią spojrzałaś; kocham Adama ale ty powinnaś z nim być bo tak.
Bohaterowie książki chodzą do szkoły po to, żeby porzucać sobie wrogie spojrzenia, popiszczeć i przeprowadzić po raz setny rozmowę o tym, że "Adam cię kocha i to taki super facet, powinnaś z nim być, a może ja powinnam z nim być, kocham go od kilku lat, więc ty możesz być z Loganem, bo z Loganem wszyscy chcą być, ja też mogłabym z nim być, gdyby tylko na mnie spojrzał". Chodzą na imprezy. Ciągle. Ogromne, masowe imprezy. W nierealnie ogromnych domach. Do ludzi, od których przed kilkoma godzinami dostali w twarz. Sam jeszcze biega. Ale akurat ten motyw można uznać za plus, ponieważ świetnie to odzwierciedlało jej zagubienie i wycofanie z życia rodzinnego.
Podsumowując, książka jest o nastolatkach. O jakichś dziwnych, z kosmosu wziętych dzieciakach z ogromnym niedoborem intelektualnym i pozbawionych opieki rodzicielskiej. Książka nie ma fabuły. Zakończenia praktycznie też nie ma. Akcja (no dobra, akcja to za duże słowo) po prostu się kończy, nie ma jednak żadnego wydarzenia, które byłoby punktem kulminacyjnym. Nie rozumiem pochlebnych opinii o tej książce. Ona jest o niczym, tu nie ma żadnej historii. Czyta się kolejne dialogi i nic one nie wnoszą.
Wiecie jednak co jest najgorsze? Że kupiłam od razy cztery tomy. I ja teraz te kolejne trzy przeczytam, tak z obowiązku. Modlę się o to, żeby po napisaniu pierwszego tomu autorka zaliczyła jakieś warsztaty literackie. Albo dostała kogoś lepszego do współpracy w wydawnictwie, kto objaśnił jej jak powinna wyglądać książka. Tak, liczę na cud. Wam tymczasem odradzam Fallen Crest. Akademia. Nie róbcie sobie tego, co zrobiłam ja.