wtorek, 27 kwietnia 2021

[74] Tijan Meyer - Fallen Crest. Akademia

 

fallen crest tijan

    S
kończyłam. Dałam radę przeczytać, chociaż tortura to była ogromna. Może gdzieś tam trochę nostalgii poczułam, bo przypomniały mi się czasy gimnazjum, kiedy na blog.onet czytałam takie opowiadania. Wtedy mi się podobały, nie widziałam w nich nic niedorzecznego. Traciłam na czytanie ich długie godziny, psułam wzrok przed ekranem monitora. Ale nawet wtedy, tamtemu dziecku, nie przyszłoby do głowy, że ta pisanina nadaje się na książkę. Czytałam książki, czytałam opowiadania na blogach - i widziałam tę ogromną różnicę, tę przepaść. Dlaczego osoby dorosłe, odpowiedzialne za przyjmowanie materiałów w wydawnictwie tego nie zauważyły? Mocno mnie to wkurza, bo ktoś zawiódł moje zaufanie. Jako czytelnik ufam osobom pracującym w wydawnictwach, wierzę że znają się na swojej pracy i efekt ich pracy może mnie zachwycić, jeśli trafi w mój gust czytelniczy, lub też nie, jeśli tematyka będzie nie moja. Ale kupując książkę chciałabym dostać książkę, a nie pisaninę nastolatki oprawioną w okładkę i dumnie nazwaną książką.

fallen crest tijan

 

     Fallen Crest. Akademia to nie jest książka. Tam nie ma fabuły. Zakończenie mogłoby nastąpić w dowolnym momencie i nie widać byłoby różnicy. Bohaterowie nie różnią się między sobą - wszyscy są jednocześnie idiotyczni. Nawet nie dziecinni - oni są po prostu idiotami, zwłaszcza dziewczyny. Wytrzeszczają oczy, piszczą, zakrywają usta dłonią - cały czas, w reakcji na każdą sytuację, na każde słowo, na każde spojrzenie. Chłopcy? Opętani seksem i mający się za bogów. Nielogiczni. Pozbawieni uczuć. Miałcy. Piją, śmieją się jak hieny (porównanie wymyślone przez autorkę), podtrzymują wiszące na nich dziewczyny, albo zaciskają pięści. W książce są też dorośli - ale jacy to dorośli. Zupełnie nowy gatunek. Jeszcze bardziej niepoczytalni od swoich dzieci.

    Ogólnie w książce dużo się mówi, mało robi. Jeśli jednak myślicie, że są to jakieś długie wywody, które wam wszystko wyjaśnią i rozjaśnią, to jesteście w błędzie. Dialogi składają się z wielu króciutkich zdań. Nie mają prawie żadnego sensu ani wpływu na fabułę. Nie dotyczą rzeczy naprawdę istotnych. Głowna bohaterka, Sam, wyprowadza się razem z matką do jej nowego faceta. Czy porozmawiała z nią o tym? Czy porozmawiała ze swoim ojcem, dlaczego musi się wyprowadzić z matką? Czy poznała nowego oczyma? Nie. Bo po co, kogo by coś takiego zainteresowało? Za to przez pół książki śledzimy rozmowy typu: och, dziewczyna X słyszała, że chłopak Y chce cię zaprosić na randkę; chłopak Z pytał mnie co u ciebie; bracia Kade są tacy super, super byłoby ich znać; Jessica cię nienawidzi bo na nią spojrzałaś, Miranda cię nienawidzi, bo na nią spojrzałaś; kocham Adama ale ty powinnaś z nim być bo tak.

fallen crest tijan

    Bohaterowie książki chodzą do szkoły po to, żeby porzucać sobie wrogie spojrzenia, popiszczeć i przeprowadzić po raz setny rozmowę o tym, że "Adam cię kocha i to taki super facet, powinnaś z nim być, a może ja powinnam z nim być, kocham go od kilku lat, więc ty możesz być z Loganem, bo z Loganem wszyscy chcą być, ja też mogłabym z nim być, gdyby tylko na mnie spojrzał". Chodzą na imprezy. Ciągle. Ogromne, masowe imprezy. W nierealnie ogromnych domach. Do ludzi, od których przed kilkoma godzinami dostali w twarz. Sam jeszcze biega. Ale akurat ten motyw można uznać za plus, ponieważ świetnie to odzwierciedlało jej zagubienie i wycofanie z życia rodzinnego.

    Podsumowując, książka jest o nastolatkach. O jakichś dziwnych, z kosmosu wziętych dzieciakach z ogromnym niedoborem intelektualnym i pozbawionych opieki rodzicielskiej. Książka nie ma fabuły. Zakończenia praktycznie też nie ma. Akcja (no dobra, akcja to za duże słowo) po prostu się kończy, nie ma jednak żadnego wydarzenia, które byłoby punktem kulminacyjnym. Nie rozumiem pochlebnych opinii o tej książce. Ona jest o niczym, tu nie ma żadnej historii. Czyta się kolejne dialogi i nic one nie wnoszą. 

fallen crest tijan

    Wiecie jednak co jest najgorsze? Że kupiłam od razy cztery tomy. I ja teraz te kolejne trzy przeczytam, tak z obowiązku. Modlę się o to, żeby po napisaniu pierwszego tomu autorka zaliczyła jakieś warsztaty literackie. Albo dostała kogoś lepszego do współpracy w wydawnictwie, kto objaśnił jej jak powinna wyglądać książka. Tak, liczę na cud. Wam tymczasem odradzam Fallen Crest. Akademia. Nie róbcie sobie tego, co zrobiłam ja.

czwartek, 22 kwietnia 2021

[73] Joanna Opiat-Bojarska - Winny

     

Joanna Opiat Bojarska Winny

    Winny autorstwa Joanny Opiat-Bojarskiej jest książką dla osób cierpliwych. Początek książki ciągnął mi się strasznie i gdyby nie to, że akurat był weekend i nie miałam nic innego do roboty poza czytaniem, przebrnięcie przez niego mogłoby mi zająć nawet tydzień. Uparcie zagłębiałam się w historię, która na początku była dla mnie mocno niezrozumiała i trochę chaotyczna, aż w końcu całkiem przepadłam. Bo kiedy akcja ruszyła z kopyta, zrobiło się nagle niesamowicie ciekawie i wręcz hipnotyzująco.

    Głównym bohaterem, z którego punktu widzenia śledzimy cały akcję, jest Marcin Rybacki. Młody mężczyzna świeżo po rozstaniu z żoną rozpoczyna nowe życie w Inowrocławiu, gdzie przeprowadza się z większego miasta. Próbuje odnaleźć się w nowym miejscu i nowej sytuacji, czego nie ułatwia mu jego choroba oraz kryminalna przeszłość. Marcin, próbując umożliwić sobie powrót do rodziny, prosi przyjaciela o pomoc w rozwiązaniu zagadki z przeszłości. Po przyjeździe do Inowrocławia odkrywa jednak, że nie otrzyma pomocy, na którą liczył, i że teraz sam musi zmierzyć się z osobą, która zniszczyła mu życie.

Joanna Opiat Bojarska Winny

 

    Autorka oszczędnie dawkuje nam informacje o Marcinie i jego przeszłości. Dowiadujemy się wszystkiego stopniowo z rozmów i strzępów wspomnień. Akcja przez to wlecze się i nuży, bo czyta się i do końca nie wie o czym. Chociaż to może również zależeć od spostrzegawczości czytelnika i jego kreatywności. Od pewnego momentu zaczęłam domyślać się niektórych rzeczy, które nie były podane wprost na tacy, więc ktoś sprytniejszy ode mnie mógł już z niezrozumiałego dla mnie początku wyczytać więcej. 

    Po przeczytaniu książki, kiedy tak patrzę na całą fabułę i zagadkę kryminalną, nie wydaje mi się ona bardzo skomplikowana. Jest prosta, brutalna i bardzo życiowa. Takie tragedie zapewne zdarzyły się wiele razy, a osoby charyzmatyczne i potrafiące manipulować innymi potrafiły uniknąć odpowiedzialności. Bohaterowie książki są bardzo realistyczni, nieidealizowani, i przez to jeszcze mocniej odbiera się brzydotę świata, w którym przyszło im żyć i mierzyć się z jego niesprawiedliwością. Cieszę się, że rozwiązanie zagadki nie okazało się przekombinowane i oryginalne na siłę. Historia od początku do końca była spójna i taka bardzo polska. Wszystko tu jest znajome - miejsca, zachowania bohaterów, ich domy, realia życia w początkach lat dwutysięcznych. Może nie do końca ładne, może bohaterowie mogli być mądrzejsi, silniejsi, mogli wykazać się większym bohaterstwem. Ale po co? Chociaż "Winny" to książka o nieprawdziwych wydarzenia, to jednak o prawdziwym życiu. 

Joanna Opiat Bojarska Winny

 

    Marcin Rybacki jest postacią obecną przez całą książkę. Mimo że narracja jest trzecioosobowa, to miałam wrażenie, że nie wychodzę z jego głowy. Przez swoją chorobę Marcin odbiera świat trochę inaczej niż większość ludzi, inaczej też reaguje. Nie jest to postać, która od pierwszej strony się kocha. To postać trudna, która najpierw mocno irytuje, trochę wkurza i popełnia błędy, aż chciałoby się ją potrząsnąć i krzyknąć "co ty robisz?!". Kiedy jednak poznałam lepiej historię Marcina, zaczęłam go rozumieć i lubić. Miał ciężko w życiu i mnóstwo przeszedł. Najgorzej, że rodzina nigdy nie dała mu wsparcia. Nawet matka, która nie zapomniała o nim, utrzymywała kontakt i zapewniała materialne rzeczy potrzebne by przetrwał, zawsze była jego oprawcą. Faworyzowała starszego syna a Marcinowi nigdy nie dała prawdziwego wsparcia. Czytając fragmenty o tej kobiecie miałam łzy w oczach - najpierw jej współczułam, a później czułam coraz większą złość na jej wyrachowanie. 

Joanna Opiat Bojarska Winny

 

    Mimo ciężkiego początku książka okazała się wciągająca i poruszająca. Wyzwoliła we mnie sporo negatywnych emocji - złość na niesprawiedliwość systemu karnego, na brak skrupułów i egoizm niektórych postaci i na to jak bardzo ta historia mogła się potoczyć inaczej, gdyby rodzice bardziej kochali swoje dzieci i poświęcali im więcej uwagi. Przytłaczająca była świadomość, że takie rzeczy się zdarzają i w prawdziwych świecie zachodzą te same mechanizmy przemilczenia, ukrywania, zamiatania pod dywan, unikania tematu. 

Joanna Opiat Bojarska Winny

 

    Na koniec nie mogę nie wspomnieć o rewelacyjnym wydaniu książki. Nie jestem pewna z czego to wynika, ale książkę czytało się niesamowicie wygodnie. Nie musiałam zaginać grzbietu, żeby widzieć całą stronę, nawet czytając w łóżku wygodnie trzymało mi się książkę jedną ręką, nie upuszczając jej na twarz. Do tego niemęcząca oczu czcionka i kolor papieru. Wydawnictwo albo drukarnia wykonała świetną robotę.

    Książkę miałam okazję przeczytać dzięki uprzejmości Wydawnictwu Słowne i akcji recenzenckiej organizowanej na portalu lubimyczytac.pl


 

poniedziałek, 19 kwietnia 2021

[72] Oliver Bowden - Assasin's Cree Origins. Pustynna przysięga

     
assasin's cree pustynna przysięga

    Kto nigdy nie słyszał o Assasin's Creed? Mam wrażenie, że swego czasu reklamy kolejnych części gier pojawiały się dosłownie wszędzie. Ja graczem nie jestem (próbowałam, podobało mi się, ale niestety zupełnie mi nie szło), ale uwielbiam ścieżkę dźwiękową z Assasin's Creed II - "Ezio's Family" to prawdziwe arcydzieło. Kilka lat temu przeczytałam książkę na podstawie tej gry, widziałam film, teraz przyszła pora na kolejną książkę. Zupełnie nie po kolei, ale akurat w przypadku tych książek kolejność czytania nie jest ważna. "Pustynna przysięga"nie nawiązywała do wcześniejszych książek i z łatwością można ją było zrozumieć.

    Bayek jest synem obrońcy miasta Siwy. Powoli przygotowuje się do przejęcia roli ojca, korzysta z życia i nie ma pojęcia o tajemnicach skrywanych przez rodziców oraz o wyroku śmierci, który wydano na niego i jego rodzinę. Pewnego dnia jego ojciec nagle opuszcza Siwę, bez słowa wyjaśnienia. Bayek upiera się, że sprowadzi go z powrotem, i wyrusza na poszukiwanie ojca. Za radą doradczyni ojca wyrusza do Teb, gdzie ma nadzieję znaleźć swoją starą przyjaciółkę Nubijkę Kensę. Ona i jej plemię toczą tam ciągłą walkę z pewnym złodziejem, z którym ojciec Bayeka też kiedyś się starł. Chłopak podejrzewa, że to ta stara sprawa wygnała ojca z domu.
 
assasin's cree pustynna przysięga


    Na tym początkowym etapie przygód Bayeka książkę czyta się naprawdę przyjemnie. Chłopak jest bohaterem, którego da się polubić. Jest lekko zadufany w sobie, ale autor absolutnie go nie idealizuje. Pozwala mu popełniać głupie błędy, potrzebować pomocy, mieć słabości. Jego przygody nie są porywające, akcja przebiega raczej spokojnie - wiadomo, to dopiero wstęp do czegoś ważniejszego.


    Książka napisana jest na podstawie gry i w jej akcji zdecydowanie można to odczuć. Fabuła toczy się od jednego zadania do drugiego. Podobał mi się taki styl pisania. Nie było zbędnego przynudzania zbyt wieloma szczegółami, a jednak akcja nie została opisana pobieżnie. Książkę zaliczyłabym do bardzo udanych, gdyby nie to, że nie podobał mi się sam pomysł na fabułę. Być może w grze byłoby to dla mnie ciekawsze, w książce  okazało się niewystarczające.
 
assasin's cree pustynna przysięga


    Jeśli ktoś lubi i zna historie starożytnego Egiptu, pewnie słyszał o Medżajach. Ja nic o nich nie wiedziałam i z treści książki też za dużo się nie dowiedziałam, a to było osią, wokół której kręciła się cała akcja. Wszystkie fakty o nich, ich ideologia przedstawione zostały w bardzo oszczędny sposób, i za każdym razem autor przytaczał te same informacje. A ja dalej nie wiedziałam co takiego oni właściwie robią i za co giną? Dlatego też cała akcja nie bardzo mnie wciągnęła. Zakończenie było przewidywalne i z ulgą zakończyłam książkę.


    Czy polecam "Assasin's Creed Origins. Pustynna przysięga"? Książkę zdecydowanie nie. Ale chętnie poznam kolejne części serii, bo spodobało mi się takie prowadzenie akcji jak w grze.

wtorek, 13 kwietnia 2021

[71] Michaela Carter - Surrealistka

michaela carter surrealistka

     Słyszeliście, że to podobno cierpienie jest największym źródłem weny twórczej? Złamane serce, odrzucona miłość, niespełnione marzenia, przekreślona wspólna przyszłość, zdrada i odejście. Jakby sztuka była jedynym kanałem na pozbycie się tego całego bólu. Z historii Leonory Carrington można wyciągnąć natomiast inny wniosek - to prawdziwa, wielka miłość obudziła w niej artystkę i pobudziła do stworzenia wielkich dzieł, podziwianych do dziś. Bo w "Surrealistce" obok tematu sztuki to miłość gra pierwsze skrzypce.

    Leonora Carrington urodziła się po to, by zostać malarką. Wychowana przez Nianię opowiadającą jej irlandzkie baśnie i legendy, była małą buntowniczką nie dającą się zamknąć w sztywnych ramach. Chciała żyć po swojemu, mówić to co czuje a nie to co wypada, bawić się i poświęcić sztuce. Wyrzucana z kolejnych szkół z internatem w końcu zawarła umowę z apodyktycznym ojcem i zaczęła studiować malarstwo w Londynie. Tam Leonora rozpoczęła swoją drogą do zostania wielką artystką. Tu też spotkała pierwszych surrealistów, którzy wywarli na nią ogromny wpływ. Największy - Max Ernst. Leonora zakochała się w nim miłością wielką, która wywróciła jej życie do góry nogami. Otworzyła oczy na ogrom świata, wskazała własną drogę i wyprowadziła z Londynu, gdzie nigdy nie mogłaby całkiem wyzwolić się spod wpływu Ojca. 

michaela carter surrealistka

    Leonora i Max wyjechali do Paryża, gdzie wśród paryskiej bohemy dziewczyna poznawała jak to jest żyć sztuką i dla sztuki. Spotykała artystów, zawierała przyjaźnie, czerpała od nich inspiracje. Tego fragmentu książki obawiałam się najbardziej. Bałam się, że będzie dla mnie niezrozumiały, że rozmowy grupy artystów będą na tyle oderwane od rzeczywistości, że przekartkuję książkę szybko dalej. Nic bardziej mylnego. Ani przez moment nie czułam się zagubiona, a jednocześnie wiedziałam, że to nie są rozmowy, które mogłabym sama kiedykolwiek prowadzić ze swoimi znajomymi.  Nie mająca w sobie za grosz poetyckości ja czytałam opisy obrazów i widziałam je przed swoimi oczami, czułam ich znaczenie i miałam poczucie, że są idealne - żaden element nie wydawał się zbędny, żaden nie był nieistotny. Pobyt Leonory we Francji to nie tylko piękny opis obrazów, ale też przyrody, relacji międzyludzkich i zrozumienia samego siebie. Dla bohaterów książki, Maksa i Leonory, był to bardzo ważny rok, który do końca życia pozostał w ich pamięci i wpływał na nich. 

    A dla czytelnika? To cisza przed burzą. Bo czas romansu Leonory i Maksa przypada na lata tuż przed drugą wojną światową. I kiedy akcja książki wkroczyła w ten moment, przepadłam całkowicie. Jeśli miłość Leonory i ponad dwukrotnie starszego od niej żonatego Maksa, była związkiem trudnym, to w czasie wojny stała się prawie że niemożliwa. Przeplatane ze sobą rozdziały z czasów wojny i z czasów przed wojną jeszcze podsycają uczucie niepewności i pewnego zniecierpliwienia - co też się stanie i kiedy wreszcie się stanie. Czytając tę opowieść wręcz czułam, jakby to mnie grunt palił się pod stopami, jakby każdy nerw w moim ciele krzyczał "uciekaj". 

 

michaela carter surrealistka

     Wtedy też odezwała się moja irytacja na zachowanie bohaterów. Na Maksa, że ignorował wszystkie znaki, że nie kochał Leonory tak jak ona jego, że nie zależało mu na jej bezpieczeństwie. I na Leonorę, że nie postawiła postawić siebie na pierwszym miejscu, że zawsze musiał to być Max. Wojna jednak zmieniła ich relację. Zarówno Leonora jak i Max dojrzali (o ile można mówić o dojrzewaniu pięćdziesięciolatka). Obydwoje odkryli siebie na nowo, przewartościowali swoje życie i podjęli wielkie decyzje. Jednak stracili też coś bezpowrotnie, i to im i czytelnikowi łamie serca. 

    Surrealistka to opowieść o prawdziwych ludziach, o wybitnych artystach, którzy tworzyli nurt surrealistyczny w czasach, kiedy za bycie artystą groziła śmierć. To historia wielkiej miłości, z której narodziła się wielka sztuka. O życiu na przekór innym, według własnych zasad, o szukaniu dla siebie miejsca dla barwnych motyli w poukładanym, szarym świecie. Ale to też opowieść o egoizmie, wykorzystywaniu innych, ucieczce od odpowiedzialności za siebie samego. I o szaleństwie, które zrodził strach. 

michaela carter surrealistka

    Konstrukcja tej książki mnie zachwyciła. Początek, tak barwny i pełen symboli, spokojny i marzycielski. Jak wiosna, kiedy razem z Leonorą można było obudzić w sobie drzemiącą cząstkę artysty i spojrzeć inaczej na otaczający świat. Kiedy kwitła miłość pomiędzy dziewczyną i jej ukochanym. Później nagły wybuch lata - duszny, niecierpliwy, pełen zagrożeń. Gdzie napięcie rosło jak temperatury w lipcu. Jak coś, co trzeba przetrwać, ale na co nie ma się już sił. I na koniec chłodna jesień. Ze swoją nostalgią, wspomnieniami i pożegnaniami. Z końcem tego, co narodziło się wiosną. Z chęcią cofnięcia się do tego, co było, przywrócenia dawnego porządku. Zakończenie mnie uspokoiło, ale też pozostawiło we mnie jakąś melancholię. Bo chociaż wiem, że dla Leonory był to początek nowej drogi i że jej życie i proces tworzenia trwały dalej, to skończyło się coś pięknego i niepowtarzalnego. Przywiązałam się do tych bohaterów, nawet do samolubnego Maksa, i z pewnym smutkiem kończyłam książkę. Czy czegoś mi w książce zabrakło? Perspektywy Maksa z czasów przed wojną. Jego postać przeszła wielką przemianę, ale widać to było tylko przez porównanie jego zachowania obserwowanego przez innych. Max z początków znajomości i z czasów beztroski jest tajemniczą postacią, niezbyt sympatyczną i nie wzbudzającą mojego zaufania, ale też niemą. Nie mamy również spojrzenia na sztukę jego oczami. 

michaela carter surrealistka


    Surrealistka opisuje prawdziwe wydarzenia, ale ja cały czas czułam, jakbym czytała najpiękniej wymyśloną powieść, tak barwne i pełne tragizmu były te wydarzenia. Oczywiście pobudziło to moją ciekawość i zainteresowanie postacią malarki. Wiem, że jej myśli spisane w książce są tworem autorki, ale czytając niektóre z nich czułam, jakby to w mojej głowie powstały, nawet te najbardziej oderwane od rzeczywistości. Przez to też wzrósł mój sentyment do Leonory i choć już zapoznałam się z jej twórczością, mam ochotę sięgnąć po jej pełną biografię, opisującą całe jej życie, również to po zakończeniu Surrealistki.

     Surrealistka ma dziś swoją premierę. Dzięki portalowi lubimyczytac.pl i uprzejmości Domu Wydawniczego Rebis miałam możliwość przeczytać ją przed tą datą. Gorąco polecam. Nawet jeśli nie interesujecie się sztuką i postać Leonory Carrington jest wam obca, gwarantuję, że dacie się porwać historii tej wielkiej miłości w potwornie burzliwych czasach.

 


środa, 7 kwietnia 2021

[70] Priscille Sibley - Obietnica gwiezdnego pyłu

   
obietnica gwiezdnego pyłu

 Niektóre historie nie potrzebują zawiłej intrygi, wielu bohaterów, mrocznych tajemnic i przerażających czarnych charakterów o pokręconych umysłach, żeby chwycić za serce, zatrzymać je na moment i pomylić jego rytm. Obietnica gwiezdnego pyłu wymusza na czytelniku, by się na moment zatrzymał, oderwał od rzeczywistości i zadumał.

    Książka zaczyna się od śmierci Elle. Jej ciało żyje, ale jej już nie ma. Mąż Elle, Matt, nie wyobraża sobie dalszego życia bez swojej drugiej połówki. Znał ją od zawsze, od momentu, kiedy nowonarodzona Elle została przywieziona ze szpitala przez rodziców, jest więc ona nieodłączną częścią jego życia. A teraz nagle odchodzi. Mężczyzna ciągle jeszcze nie potrafi zrozumieć, co się dzieje, kiedy spada na niego kolejna nowina - Elle jest w ciąży.
 
obietnica gwiezdnego pyłu

    Obietnica gwiezdnego pyłu to książka pełna emocji. Opowiada historię miłości Matta i Elle, jej początki, wszystkie wzloty i upadki. Ich drogi momentami się rozchodziły, w końcu jednak zawsze się krzyżowały. To nie był łatwy związek i żeby w końcu być razem musieli walczyć z losem i z własnymi charakterami. Ich historia była naprawdę wzruszająca ale i dająca nadzieję, że jeśli ktoś jest komuś pisany, to nie ważne ile kłód pod nogi rzuci los, i tak z tym kimś będzie. W życiu Matta i Elle brakowało tylko dziecka. Kobieta marzyła o zostaniu matką, ale jednocześnie potwornie bała się bycia więźniem własnego ciała i od wielu lat powtarzała, że nigdy nie chciałaby być sztucznie podtrzymywana przy życiu. Matt staje więc przed trudnym wyborem: sprawić, by spełniły się najgorsze koszmary jego żony czy pozwolić odejść jej i ich nienarodzonemu dziecku, bez dania mu szansy na przeżycie?

    Książka porusza bardzo trudny temat, jakim jest ratowanie życia dziecku kosztem matki i jej praw. Wyjaśnione to jest na przykładzie różnych praw obowiązujących w różnych stanach w USA. Swój głos otrzymują przeciwnicy i zwolennicy sztucznego podtrzymywania życia matki, podczas lektury można więc przemyśleć swoje stanowisko i może jeśli nie zmienić je, to chociaż zrozumieć tych, którzy uważają inaczej.
 
obietnica gwiezdnego pyłu

    Obietnica gwiezdnego pyłu
wywołuje uśmiech przez łzy. Teraźniejszość przeplata się z przeszłością, czytając więc historię rodzącej się miłości Matta i Elle cały czas pamięta się, że nie dane im będzie się razem zestarzeć i że dni kobiety są już policzone. Przez to inaczej odbiera się ich historię, wszystkie dobre momenty są bardziej docenione i lepiej zapamiętane. Na mnie książka wywarła ogromne wrażenie swoją prawdziwością, ogromem emocji i swoją zdolnością zmuszenia mnie do głębszego zastanowienia się nad nią. Czytało się ją bardzo szybko i trudno było choć na moment odłożyć. Cieszę się, że po nią sięgnęłam, bo to zdecydowanie książka, którą zapamiętam na długo.