Kto nie chciałby mieć w swoim drzewie genealogicznym utytułowanego przodka? Kto nie chciałby mieć prawa do tytułowania się lord, lady? Nestorka rodu Kornelia Trzpiot pragnie umrzeć jako posiadaczka herbu i stawia przed swoją rodziną wymagające zadanie - daje im rok na odszukanie herbu rodziny (mimo że wie, iż takiego herbu nigdy nie było). Jak rodzina podejdzie do pomysłu babci Kornelii? Jakie będą skutki ich działań? Czy ostatecznie na grobowym pomniku pani Trzpiot będzie można wyryć "Lady"? Tutaj nic nie jest oczywiste i łatwe do przewidzenia.
Już na początku zaznaczę, że dla mnie Drzewko szczęścia nie jest opowieścią świąteczną. W prawdzie akcja rozpoczyna i kończy się w święta Bożego Narodzenia, ale pomiędzy mamy wszystkie dwanaście miesięcy, podczas których nie czuć świątecznego ducha. Jeśli więc planujecie lekturę najbardziej świątecznej książki, jaką tylko można znaleźć, to ta z pewnością się nie nada. I gdybym na siłę chciała szukać minusa tej książki, to tylko taki jeden udałoby mi się znaleźć. Bo książka jest naprawdę cudowna i na poziomie, którego zazwyczaj nawet nie oczekuję od powieści obyczajowych. Przyzwyczaiłam się, że zazwyczaj znajduję w tych historiach trochę niedociągnięć i nierzeczywistych sytuacji. W Drzewku szczęścia wszystko było idealne.
Książkę czyta się bardzo lekko i szybko - ze względu na styl oraz wydanie z wygodną, dużą czcionką. W pewnym wieku człowiek zaczyna doceniać takie plusiki, kiedy po całym dniu oczy są zmęczone i nie wszystkie teksty czyta się z przyjemnością. Przy Drzewku szczęścia można odpocząć. Zanurzyć się w historii nietuzinkowej rodziny pani Kornelii, uczestniczyć w ich dramatach dnia codziennego i śmiać się z zabawnych pomyłek, jakie popełniają. Historia nie jest głupiutka i bohaterowie też tacy nie są. A jednak da się napisać lekką i zabawną powieść, bez robienia z bohaterów infantylnych komediantów. W książce poruszone zostają również poważniejsze tematy, ale w bardzo nienachalny sposób. A wątek romantyczny? Po prostu idealny. Nie został on jakoś szczególnie wyróżniony i autorka nie poświęciła mu więcej czasu niż innym, ale napisała go z takim smakiem i bez przesady, że czyta się go z przyjemnością. Na pierwszy rzut oka Marta i Konrad mogą wydawać się schematycznymi postaciami z erotyku, ale ta ich znajomość tak naturalnie i w rzeczywisty sposób się rozwija, że chciałoby się ich więcej.
Absolutnie nie żałuję, że Drzewko szczęścia okazała się mało świąteczną powieścią, bo była to książka po prostu bardzo dobra, którą z czystym sumieniem mogę polecić. W święta też przyjemnie się ją będzie czytało. Pomaga się zrelaksować i pośmiać, a to w czytaniu książek jest bardzo ważne.
Myślę, że wreszcie nadejdzie czas, kiedy sięgnę po tą książkę.
OdpowiedzUsuńNa zimowy wieczór, czy dwa, nawet jeśli mało świąteczna, ważne że poprawia nastrój :)
OdpowiedzUsuń