czwartek, 20 września 2018

[30] Łucja Wilewska - Ważki na kostce lodu

Życie pisze różne scenariusze. Czasami wszystko układa się tak źle, że wydaje się, że na świecie nie ma już dobra, radości, spokoju i bezpieczeństwa. Żadnej nadziei na lepszy los. Że trzeba cierpliwie znosić to, co się trafiło, i bez narzekania czekać już tylko na śmierć. Marta wydaje się właśnie na to czekać. Potulnie znosi wszystkie upokorzenia, stara się zadowolić okrutnego męża, który nigdy nie ma dla niej dobrego słowa. Wmawia sobie, że nawet najgorsza rodzina jest dla dzieci lepsza niż żadna. Że nie ważne, jacy są rodzice - dla siebie nawzajem, dla dzieci, grunt, żeby nie było rozstania i rozwodu. Marta sama żyła w takiej rodzinie. Widziała, jak jej matka każdego dnia cierpiała z powodu alkoholizmu i agresji męża, znosiła to jednak cierpliwie aż do dnia jego zaginięcia. Teraz jej córka stara się ją naśladować. 



Chociaż nie mogłam się identyfikować z główną bohaterką, to jednak bardzo starałam się ją zrozumieć. Jest ona moją równolatką, a miała tak diametralnie różne ode mnie życie i spojrzenie na świat, że na początku wydawało mi się to zupełnie nierealne. No bo jak można uważać, że warto trwać w związku, który już dawno temu powinien się rozpaść? W jaki sposób godzenie się na upokorzenia i okrucieństwa ma pomóc dzieciom? Trochę to trwało, zanim zaczęłam rozumieć co dzieje się w głowie Marty, a dzieje się dużo.

Marta jest przede wszystkim bardzo młodą matką. To dziewczyna, która za szybko starała się dorosnąć, która sama pozbawiła się wielu radości życia, możliwości próbowania i popełniania błędów. Myślała, że spełnia swoje marzenia, a tak naprawdę sama wpakowała się w pułapkę. Pozbawiona wsparcia ze strony bliskich, żyła w ciągłym strachu. Była za słaba i za mało odważna, żeby próbować coś zmienić. Nie myślała o sobie, tylko o swoich córkach, ich dobro było dla niej najważniejsze. Potrzebowała dopiero bardzo silnego bodźca, żeby się otrząsnąć, i pomimo swoich lęków zawalczyć o szczęście dla siebie. Powoli zaczęła też rozumieć, że jej córki będą wtedy szczęśliwe, kiedy szczęśliwa będzie ich matka. 



Książka, mimo że opisuje bardzo emocjonujące wydarzenia, ponieważ mamy i przemoc psychiczną, i fizyczną, ale również wielką miłość i ponowne odkrywanie radości z życia, to jednak mnie nie poruszyła. Historia była ciekawa, dużo zyskała poprzez wprowadzenie wątku zaginionego ojca Marty i tajemnicy sprzed lat, zabrakło mi jednak w niej jakiejś głębi. Nie przeżywałam jej tak, jak mogłam, biorąc pod uwagę rodzaj opisywanej historii. Dla mnie jednak zawiła fabuła pełna tajemnic, nagłych zwrotów akcji i ciekawych bohaterów jest dużo ważniejsza niż to, czy popłaczę się na smutnej scenie. Ja więc za to książki nie skreślam, jednak fani poruszających powieści mogą być zawiedzeni. Tu jest to wszystko za suche, za bardzo pobieżnie opisane. 

Plusem książki są żywi bohaterowie - Marta to postać naprawdę skomplikowana o rozbudowanej charakterystyce. Równie mocno dopracowana jest historia jej życia. Jej dzieciństwo i wczesna młodość na wsi, początki życia w Krakowie, plany na przyszłość. W książce jest całe mnóstwo szczegółów, przez co Marta i jej historia zyskują na autentyczności. Żeby jednak nie było za kolorowo, muszę wytknąć to, co mi się w książce nie podobało, i to bardzo. Mianowicie wątek paranormalny. Duchy, intuicja, jakieś dziwne znaki i uczucia, którym ulegali bohaterowie - zupełnie tego nie kupuję. Ani nie pasowało to do reszty historii, ani nie było dobrze opisane. Wątek ten wkradł się do treści w mojej opinii zupełnie niepotrzebnie. Psuł mi fabułę. A ja przecież uwielbiam fantastykę, horrory i wszelkie wątki paranormalne. Ale... w książkach o takiej tematyce. Według mnie, powieści obyczajowej pasuje to jak przysłowiowej świni siodło. 



"Ważki na kostce lodu" to dobra, kobieca lektura. Nie trzeba nad nią rozmyślać, można się odprężyć, ale też wynieść z niej coś dobrego. Marta to bohaterka, która może natchnąć niejedną kobietę do zmian, do wzięcia swojego losu we własne ręce. A przede wszystkim do otwarcia oczu, wybudzenia się ze snu, porzucenia starych nawyków i dawno temu wpojonych prawd - przez rodziców, przez społeczność, w której się dorastało, przez religię. Do ponownego przeanalizowania swojego życia i chłodnego spojrzenia na sytuację. 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwom Videograf SA




7 komentarzy:

  1. Od czasu do czasu mam ochotę na tego typu książkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że ten wątek paranormalny nie pasował do fabuły, ale mimo wszystko jestem ciekawa losów Marty. Chyba się skuszę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie in zupełnie nie zgrał się z resztą, ale być może Tobie bardziej przypadnie do gustu takie połączenie :)

      Usuń
  3. Jestem właśnie w trakcie czytania tej książki, Więc wrócę do Twojej recenzji, kiedy się skończę. 😊

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziwne... książka niby porusza trudne tematy, jak przemoc w rodzinie, a napisałaś, że nie wymaga rozmyślań i można się przy niej odprężyć. to chyba nie świadczy za dobrze o książce, skoro tak potraktowała opisywany temat.
    Mnie jednak zaciekawiły te paranormalne elementy w powieści. Również uważam, że trochę to zabrzmiało dziwnie jak doszłam do tego momentu w twojej recenzji, również bym się ich w tej książce nie spodziewała, ale mnie zaintrygowały :P
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dlatego, że te trudne tematy nie były zbyt obszernie i obrazowo opisane. Wydaje mi się, że autorka wolała się skupić na pozytywnych zmianach w życiu bohaterki i dlatego, mimo że wystąpił tam problem przemocy domowe, ja jako czytelniczka nie wczułam się w niego za bardzo.
      Wątek paranormalny mnie również bardzo zaskoczył, bo na początku zupełnie nie wiedziałam o co chodzi i próbowałam to jakoś racjonalnie sobie wytłumaczyć :)

      Usuń
  5. Nie dość że cudna okładka to jeszcze po Twojej recenzji dochodzę do wniosku, że tresc tez w moim klimacie :)

    OdpowiedzUsuń