Na początku roku sięgnęłam po książki Magdaleny Witkiewicz. Aż w końcu poczułam lekki przesyt historiami niewiernych kobiet. Zdaję sobie sprawę, że to na pewno wpływa na moją ocenę książki. Że pewnie bardziej by mi się podobała, gdybym w tym czasie nie przeczytała dwóch podobnych. Ale biorąc pod uwagę, że wszystkie trzy napisała ta sama autorka chyba mogę trochę popsioczyć na to, jak bardzo były do siebie podobne i że Zamek z piasku wcale mnie nie zaskoczył?
Poznajcie Jęczącą Weronkę. Kobietę zafiksowaną na punkcie posiadania dziecka. Szukającą pomocy medycznej wszędzie tylko nie u psychologa. I absolutnie nie chodzi mi o to, że jej potrzeba potomstwa to problem do zlikwidowania, zapomnienia o nim, że powinna zrezygnować. Weronika po prostu nie potrafiła sobie z nim poradzić. Niespełnione pragnienie powoli niszczyło życie jej i jej najbliższych. A mnie tak strasznie popsuło lekturę, że czytałam naprawdę ze złością. Ze złością na główną bohaterkę. Na jej infantylne zachowanie. Na jej brak szacunku dla męża, dla siebie samej. Na jej ciągłe jęki, jaka to ona nie jest nieszczęśliwa. Na to jak bardzo to jedno jej uczucie zdominowało całą akcję i każdą jej rozmowę. Bardzo szybko miałam dość.
Weronika jest uwikłana w dwie relacje, i w każdej z nich jest stroną która tylko bierze. Jak bardzo egoistką była nawet w kontaktach z kochankiem, to głowa mała. Do tego tkwiła w jakiejś chorej, toksycznej przyjaźni z kobietą, która uwodziła jej męża. Zresztą, nie ona jedna. No tego już zupełnie nie potrafiłam zrozumieć. To była postać zupełnie pozbawiona charakteru. Mdła do bólu, cała składała się tylko z jednej myśli: "chcę dziecka". Nie współczułam jej. Nie potrafiłam wczuć się w jej sytuację, zrozumieć jej bólu, przez jej jednoznacznie roszczeniową postawę. Ja CHCĘ, ty mnie nie obchodzisz, więc siedź cicho i bądź taki jaki chcę, żebyś był.
Cała fabuła książki to opis romansu kobiety, tego jak do niego doszło, jak trwało i jak się zakończyło. To chyba miała być próba rozgrzeszenia kobiety, ale dla mnie te argumenty, dlaczego zachowała się tak a nie inaczej, nie miały sensu. Każdy związek ma trudniejsze momenty, chwile rozczarowań i żalu, ale kręgosłup to kręgosłup, albo się go ma i pozostaje uczciwym, albo nie ma i zdradza. Zresztą, Weronika do końca pozostała oszustką, nie próbowała tak naprawdę naprawić swoich błędów, a tylko na nowo poukładać sobie życie, żeby było jej ciepło i wygodnie.
Rozczarowałam się książką. Nie znalazłam w niej ciekawej fabuły, pogmatwanej akcji i zwrotów akcji. Nie było też głębokich przeżyć i wzruszeń. Główna bohaterka mnie nie kupiła, a tylko strasznie wkurzyła swoją postawą i zachowaniem, i irytowała mnie każda próba jej wybielenia. Podobało mi się pióro autorki. To jej czwarta książka, którą przeczytałam, i czyta się je naprawdę świetnie. Dlatego będę kontynuowała zapoznawanie się z jej twórczością, ale teraz muszę dokładniej wczytać się w opisy książek i nie zabierać się już za nic podobnego, bo to po prostu nie moja tematyka. Mam do niej odmienne podejście niż autorka i nie sprawia mi przyjemności czytanie takich historii.
Też nie lubię jęczących bohaterek, która zawsze przesadzają ze swoim problemem.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że książka Cię rozczarowała. Czytałam ją dość dawno temu, ale niewiele z niej pamiętam.
OdpowiedzUsuńTematyka książki jest ważna. Jeśli nie pociąga nas historia, to rzeczywiście nawet świetne pióro nic tu nie da.
OdpowiedzUsuńNawet nie znam tego tytułu, choć nazwisko autorki jest mi znane. Co prawda nie czytałam żadnej z jej książek, ale już wiem, że jeżeli najdzie mnie taka ochota, to tę będę omijać szerokim łukiem ;)
OdpowiedzUsuńcherryladyreads
Usuń